(1/h) Zachęcony piątkowymi sukcesami podgrzybkowymi koło Włocławka i Gostynina (ok. 60-100 km na NE) wybraliśmy się tym razem do Puszczy Bolimowskiej. Nic nie było w żadnym lesie, ani małym ani dużym. Może trochę dlatego, że nie udało się znaleźć terenu choć zbliżonego do lasów koło Włocławka czy Gostynina. Sosna i gruby mech w poszyciu (pleurozium) to jeszcze nie wszystko. Taki las znalazłem ale wyraźnie brakowało podszytu. Tylko sosna i mech albo sosna i borówki. Pewnie też równy jak stół teren nie sprzyjał grzybobraniu. Gdyby nie jeden szmaciak, co rzetelnie odnotowuję, to rezultat byłby zerowy. Trzeba się przeprosić z pofałdowanymi terenami dającymi szansę na zmienne warunki. Ale to już w przyszłym roku...
(10/h) Witam. Ehh co to był za dzień;) Dziś ponowna eksploracja rejonów Działoszyna w pogoni za uciekającą gąską zielonką i znowu lipa bo tam juz chyba po nich - były juz tylko siwki, mega kaniulka, troche opieniek i.... młodziki podgrzybkowe szok he he he na koniec parę maślaków w drodze do samochodu a najważniejsze to że było.... SŁONECZKO i mimo porannego przymrozku była fantastyczna aura a widoczki bezcenne;) Pozdrawiam Wszystkich Darz Bór;)
(30/h) Kanie! Wszędzie Kanie… A dokładniej czubajki gwiaździste i czubajki kanie (nauczyłem się rozróżniać!). Ale uwaga: w ilości znalezionych grzybów napisałem 30/godz. – i to jest prawda, ale jak wiemy z historii i bieżących wydarzeń, prawdy są różne. Tak więc ta druga prawda jest taka, że ja z góry założyłem, że w tym lesie i o tej porze mogę najwyżej znaleźć właśnie Kanie, więc od razu pobiegłem w trzy znane mi miejsca. No i owe trzy miejsca obrodziły jak nigdy dotąd. Żadnych innych godnych uwagi grzybów po drodze nie widziałem, więc ktoś nastawiony na borowikowate, wyszedłby z tego lasu z rezultatem 0/godz. Mogłyby być jeszcze maślaki w młodnikach sosnowych, ale nie chciało mi się na czworakach z tymi kaniami pełzać. Ogólnie trzeba przyznać, że w lesie jest dużo różnych grzybów: są różne gołąbki, są opieńki i wiele innych, których nazw w życiu się nie nauczę. Mało muchomorów.
A moją życiową porażką mykologiczną jest to, że nie mogę znaleźć w lesie zimówek! Zimówki widziałem raz w życiu – rosły w Łodzi na zmurszałym pieńku przy ul. Składowej, na wprost budynku Wydziału Studiów Międzynarodowych UŁ, w połowie stycznia 2012 r.
Taka sobie myśl: spojrzałem do książkowych wydań atlasów grzybów, a tam wszędzie napisane jest, że Kanie występują do października. A tu mamy prawie koniec listopada i prawdziwy wysyp! Trzeba będzie erraty pisać;)
A na zdjęciu kania, która gdyby wyrosła, byłaby królową listopada.
(25/h) W lesie mokro i po ostatnich wichurach leżą wiatrołomy. Las sosnowy o podłożu piaszczystym oraz mech. Pięknie rosną opieńki, podgrzybki, gąski niekształtne i zielonki, maślaki oraz kanie. Ludzi coraz mniej widać ale grzyby rosną. Zdrowe w 90 procentach.
(15/h) Raport (podpatrzone u tarnowskiego Pawła:-) ): 4 godziny, kilometrów z grubsza 6 (nawet GPS by się zawiesił przy próbie rozprostowania trasy, złożonej z krążenia dookoła Macieju; zatem pozostaje najlepsza miara – krzyżobolaki, czyli stopień wejścia obu nóg w zadek, działa bez zarzutu), grzybów będzie z 60 sztuk (podgrzybki), wagi do lasu nie naszam:- P OK? Lektura dalszej części doniesienia - całkowicie nieobowiązkowa. Stan napięcia przedleśnego to jest nic w porównaniu do, najgorszego nawet, PMSa. Zwłaszcza gdy norweska pogodynka (a dzięki za linka, dobrzy ludzie) zgodnym chórem z innymi pogodynkami zapowiada chłód i śnieg. Tylko jak tu się wybrać do lasu, kiedy wieje jak potępione, karmiąc deprechę i rozdrażnienie, a z nieba bez przerwy leje się nieprzerwaną strugą deszcz? Szczęśliwie jest coś takiego, jak grafik w robocie, na niego zawsze można liczyć. To i wypadło na czwartek. Pierwsze wytknięcie głowy z klatki – dobra, ciepło i nawet nie pada. Godzinne wyplątywanie się z komunikacyjnej amby, ostatnia prosta i jest las. Kiedy trzasnąłem drzwiami, wyszło – nie do wiary! - słońce, zrobiło się (prawie) ciepło, dzięki czemu nawet to, że wylazłem prosto na aborygeńską ryjówkę w moich (!) krzaczorach nie zepsuło mi nastroju. Ryjówka miała trzy torby (chyba po jednej na każdy rodzaj grzyba), tak ciężkie, że przenosiła je z miejsca na miejsce, dokonując wkoło szybkich rajdów zwiadowczych. Że była płci żeńskiej, źle zniosła napięcie towarzyszące spotkaniu i wkrótce oddaliła się, przytulając do serca swoje łupy. No i dobrze, to mi się podoba, wwwrrrauuu, w końcu Król Lew wchodzi do dżungli, nie? Las, bez liści, był jakiś taki... bezbronny, goły i podatny na zranienie, które zresztą objawiło się licznymi wiatrołomami, lecz miało tę dobrą stronę, że mi się żadne punkty odniesienia nie potaśtały, dobrze widoczne między bezlistnymi gałęziami. Pierwsza zdobycz – lekko pleśniejący kapeć, ale zaraz potem rodzinka w zróżnicowanym wieku, lecz w stanie całkiem koszernym. No i tak szło, co parę minut znalezisko, na ogół nieco sterane, duże, cienkonóżkie i podmokłe, lecz od czasu do czasu w stanie więcej, niż przyzwoitym. W lesie (po kilku dobach opadów!) właściwie sucho, nawet zelówek w moich pięknych kaloszkach porządnie nie zmoczyłem, co świadczyłoby o tym, że gleba pije wodę bez opamiętania, swoje też pewnie robi wiatr, którego gołe pniaki nie mogą zatrzymać. podgrzybki, co ciekawe, rosły raczej w liściach, niż w mchu. Po dwóch godzinkach zmieniłem znane krzaczory na mniej znane i wówczas z hukiem przewróciła się ładnie już uklepana historia o braku młodych czarnych łebków, bowiem dla odmiany zacząłem znajdować te najśliczniejsze, co to salutują, wyprężone na baczność we mchu, prezentując dumnie ciemne kapelusze i grube odnóża. Niestety, robactwo pobudzone deszczem wykonało swoją krecią robotę i mniej więcej 1/3 owocników (zwłaszcza tych starszych) została nadziana wkładką mięsną. Jak zwykle –w drodze powrotnej, tuż przy samochodzie znalazło się to i owo, na pewno podrzucone, bo przecież już tam wcześniej chodziłem i niczego nie widziałem:- P Timing miałem idealny, bowiem w parę minut po powrocie do domu słońce zakończyło dzienną zmianę i zaczęło znowu lać. A niech pada, teraz to mi może..., teraz to ja jestem szczęśliwy:- P Czcigodna sznupok! Ja tam nie wiem, co masz do Żwirka i Muchomorka (fuj!), ale niniejszym bardzo Cię przepraszam za niecne genderowe podejrzenie:- P i z najwyższą galanterią rączki całuję, zauważając mimochodem zgrabną złośliwość w temacie nicków. Miałem też przyjemność przypadkiem przeczytać pierwszą wersję komentarza pod moim doniesieniem – i poturlałem się pod biurko. „This winter... its coming...”Uciekające wiadro 3”:-) Dodam jeszcze – dla usprawiedliwienia - że długie wpisy niekoniecznie są objawem grafomańskich tęsknot, raczej dbałością o staranną (i strawną) formę doniesienia. Pozdro dla wszystkich grzybniętych. Może to jeszcze nie koniec na ten rok...?
(30/h) Przeszedłem cały las od Ośrodka Misjonarek Krwi Chrystusa do Podkonic. Cała zabawa 3 godziny. W zasadniczym lesie grzybów jak na lekarstwo. 1 Kania, 1 podgrzybek, kilka listopadówek. A potem trafiłem gniazdo Maślaków w trawie. I rwałem, rwałem rwałem w 15 minut cały koszyk, ze 100 grzybów lekko.