W moim magicznym lesie w Kosarzynie nad jeziorem Borek (lubuskie) jak zwykle wspaniale! Jest to dla mnie zawsze podróż sentymentalna, do lasów z dzieciństwa, którym żadne inne lasy nie mogą dorównać. Jeżdżę tam aż z Wrocławia, tam i z powrotem tego samego dnia, mimo że to prawie 250 km.
Wkraczam więc ze swoim, tym samym od wielu sezonów, powyginanym koszykiem (jak się odegnie dno, to zbiory traktuję jako udane :)), sucho - aż chrzęści pod stopami, nie zapowiada się obiecująco. 2 km marszu, zero grzyba.
Naczytałam się, że w zielonogórskim wysyp
podgrzybków, więc z niecierpliwością zmierzam do swojej grzybowej ścieżki. Jeden
podgrzybek na powitanie, dalej nic.
Jednak już po chwili sytuacja całkowicie się odmienia,
podgrzybki rosną całymi rodzinami, wiele z nich malutkich, tych z zamszowymi łebkami. Aż piszczę z emocji. Zakładam, że to będzie podgrzybkowy wypad, ale mówię: "ale byłoby fajnie, gdyby przytrafił się honorowy
prawdziwek". Bach - mówisz i masz, zgodnie z prawem przyciągania, mija kilkanaście sekund i wpadam na niego! Mąż mówi, zamów 10 honorowych. No i znaleźliśmy potem jeszcze... 10
prawdziwków :) Nie szkodzi, że cala 11 tka robaczywa :) Emocje są - czy zdrowe czy niezdrowe.
Podsumowując bardziej merytorycznie: lasy sosnowe, duże i zagajniki, na piaszczystym podłożu. Mimo suszy wysyp
podgrzybków. Oprócz tego: rzeczonych wcześniej 11
borowików sosnowych, kilkanaście
kozaków pomarańczowożółtych (też rosły w grupach po 3, po 4 sztuki),
kozaki "zwykłe" brązowe ( :), ale młode, ładne, kilka
kurek, 4
maślaki,
szmaciak sztuk raz,
płachetki kołpakowate? (chyba). Prawdziwa różnorodność i obfitość zbiorów!
Emocje utrzymane na najwyższym poziomie.
I czy nie o to właśnie chodzi?
Dziś w menu dominowały grzyby (jajecznica z grzybami, risotto z grzybami, placek drożdżowy... ale ten już ze śliwkami:D ), a oprócz tego siostra obdarowana! - będzie miała swoją ulubioną zupę grzybową.
Już odliczam dni do kolejnego wypadu.
Pozdrawiam bractwo grzybowe :)