szerzej:
Bladym świtem w lesie, nawet komary jeszcze spały, obudziły się dopiero po godzinie, zdziwione że ktoś narusza ich włości o tak nieludzkiej porze. Ale gdy zaczęły buczeć nad głową byłem już zbyt pochłonięty byś zwracać na to uwagę. Jeszcz przed wejściem na teren poszukiwań przywitały mnie dwa mleczaje. Strumyk przez który normalnie można przejść bez problemu po ostatnich deszczach nabrał wigoru. -Nic to - pomyślałem - takie przeszkody mnie nie powstrzymają. - Żebyś się nie zdziwił - pomyślał niezauważony przeze mnie dzik. Krótki rozpęd, zgrabny skok i już byłem na drugim brzegu ślizgając się w błocie i lądując w nim w końcu z plaśnięciem. Nawet to nie ostudziło mojego zapału i zamiast kląć zacząłem się śmiać na głos z własnej nieostrożności. W tym czasie dzik stwierdził chyba że brakuje mi paru klepek a z wariatem nie ma co zaczynać i oddalił się gniewnie pochrząkując. Kiedy już wygramoliłem się na drugi brzeg rozpocząłem poszukiwania, co parę kroków przepraszając pająki za wchodzenie w ich pajęczyny. Koźlarze występowały samotnie jak i w grupkach dwu-, trzygrzybowych. Omijając z daleka mrowiska by nie dopuścić do powtórzenia incydentu z przed dwóch lat zabrnąłem w część lasu mi nie znaną, a znam ten las na tyle by wiedzieć kiedy się zgubiłem. W trakcie szukania drogi powrotnej moim oczom ukazał się on, pretendent do tytułu króla. Melancholijnie przeglądał się w kałuży powstałej w wykrocie a nad nim czuwał podstarzały choć nadal zdrowy strażnik w postaci koźlarza. Mój pierwszy znaleziony borowik ceglastopory, niestety byłem tak zaaferowany tym widokiem że zapomniałem zrobić zdjęcie jego wysokości. Po godzinie błądzenia w końcu znalazłem znane mi punkty obserwacyjne i szczęśliwy powróciłem do samochodu. I nawet powrót do domu bez spodni mi nie przeszkadzał;)