(10/h) Zbiór skromny ale różnorodny: połowa to maślaki, drugie pół to kurki, podgrzybki, kilka rydzów. Grzyby na ogół bez robali, choć podgrzybki już nie pierwszej młodości, nadjedzone przez ślimaki. Młodych nie ma prawie wcale. W koszach innych grzybiarzy - dużo gąsek, zarówno "zielonki" jak i "siwki" fachowo chyba gąski zielone i szare), sam ich nie zbieram ale raportuję że są na pewno. Nie trafiłem też kani/sowy, ale inni mieli, co za pech:^) Miejscowi "zawodowcy" twierdzą że jest jeszcze szansa na nowe pokolenie podgrzybków. Tak czy siak z Puszczy Noteckiej nigdy nie wraca się z pustymi rękami, bo jak nie ma grzybów to zawsze rośnie szczaaaaaaaw!
(85/h) Białoboty w brzozach masowo młode kozaki czerwone ale trzeba się wbić 2-3 km od szosy, podgrzybki i opieńki, których już nie zbierałam i nie są wliczone
(30/h) Dzisiaj udałem się do lasu w Zielniczkach pusto nie spotkałem żadnego grzybiarza. Przez ok godz. udało mi się zebrać ponad 20 sów kilka podgrzybków zajączków. Kilka razy trafiłem na opieńki ale tych tym razem nie zbierałem.
(12/h) Przez 6 godzin około 6 kg. Z tym, że można było znaleźć kilkanaście podgrzybków, gąsek szarych czy zielonych w jednym miejscu i przez kolejne pół godziny nie znaleźć niczego. Dużo grzybów niejadalnych - chyba jest szansa na wysyp. Znalezione podgrzybki w większości nadjedzone przez ślimaki. Ale dużo suchych, ładnych. W sumie zbieranie jednoosobowe od 7 do 14 dało około 6 kg różnych grzybów. Ale nachodzić się trzeba.
(50/h) W dwóch różnych miejscach znalazłem całkiem sporo podgrzybków, zajączków, kilka kani. Bardzo dużo opieniek, prawie 10 sarniaków dachówkowatych, maślaki zwyczajne i pstre. Tym razem nie udało się znaleźć ani prawdziwka ani kozaka. 1 kozia broda, którą dostałem od kolegi. Piękna pogoda w lesie. Grzybki w Wielkopolsce nadal są!
(10/h) Nie planowane, ale zmobilizowana przez dopisek Tazoka- serdeczności. Byłam niedawno, nakosiłam i nacieszyłam się lasem do "syta". Choć z drugiej strony rzecz ujmując- nigdy lasów i to jesienią nie będę miała dość. Dzisiaj od rana nad moim miastem gęsta biała mgła- niczym mleko. Temperatura przepiękne +11, jak mgła to i rosa wszędzie. Termin miałam w dopisku podany- cóż począć- z największą przyjemnością tak pomataczyłam, żeby choć na godzinkę na jakieś zwiady gdzieś bliziutko się urwać. No i urwałam się. Las- średnia sosna spowity we mgle, poprzeplatany różnymi krzaczorami, mech z odrobinami trawy. Pod wszędobylskimi krzewami, na mchu przepiękne żółte, brązowe liście. Na niektórych krzewach listki jeszcze się trzymają i to są nawet zielone. Inne resztki pożółkłych liści trzymają jakby na siłę. Po jakiejś dłuższej chwili pobytu, z sosen, krzewów, zaczęła opadać rosa, zaczęła też opadać mgła. Zrobiło się troszkę jaśniej. Las bardziej przejrzysty. Jeśli o grzybki chodzi, to na początek trafił mi się taki wymiarowy słoikowy czarny łepek- mikrus- rosnący na igliwiu. Chodząc powolutku rozglądając bacznie niestety nic za bardzo z podgrzybków widać nie było. Zresztą myślę sobie jak nie ma też nic się nie stanie. Spacer, powietrze w taką pogodę- to coś niesamowitego i choćby po to warto przyjechać. Tak przemieszczając się od krzaczka, do krzaczka w ok 1 godzinkę udało mi się zebrać 10 szt podgrzybka- gro wyrośnięte, ale młode, na grubych nóżkach. Ten ze zdjęcia miał obok trzech towarzyszy- myślę sobie nic tylko im stolik do brydża ustawić. Czas spędzony na łonie pięknych- jakże innych od odwiedzonych ostatnio- lasów pozostawił niezapomniane chwile. Ja te cudowne jesienne wizyty będę utrwalała - tak sobie myślę- chyba do grudnia. Zbiory malutkie, ale zawsze jest nadzieja na wysyp, który wynika z prognoz portalowych. Wszystkim Wam życzę jeszcze jednego wysypu- choć z tego co czytałam, to w innych rejonach dzieje się oj dzieje- i serdecznie pozdrawiam :) A tak na marginesie: jak nie w lesie, to nadrabiam domowe obowiązki, jak z tym się uporami, to portal czeka, raporty i dopiski- czasu na posiłki mi brakuje- ale komu to piszę - chyba wszyscy tak mamy :) Na foto może nie najlepsze ujęcie- ale mgła widoczna :)
(55/h) Jeśli przeżyje się coś niesamowitego i cudownego, to naszym marzeniem jest powtórka z tych rewelacyjnych doznań. Ja mam podobnie. Uwielbiam kawę, i nigdy jej cudowny aromat nie będzie mi obojętny. Z lasami i grzybami mam podobnie. Nie umiem się nimi nasycić. Jak narkoman jakiś. Im więcej jest tego szczęścia w zasięgu, tym bardziej marzę o powtórkach. O powtórkach ze zbierania grzybów, albo z ich intensywnego poszukiwania, albo z oczekiwania na wysyp tych przepięknych leśnych darów natury. Dzisiaj - no nie mogłam wysiedzieć w domu. Nawet gdyby się waliło, albo paliło- a co tam- i tak bym wylądowała w lesie. Pogoda- jesienna- cudowna. Raniutko ok +11, rosa, brak wiatru, czyściuteńkie niebo- czyli zapowiedź jesiennego, nisko świecącego słońca- nic, tylko wszystko rzucić i choć na niedługo uciec z miasta. Już jazda do lasu obiecywała mi co mnie tam może spotkać. Po drodze mijane drzewa, a to z zieloną okrywą, a to całkiem golusieńkie, a to we wszystkich odcieniach żółci, a to czerwień z brązami. Las natomiast powitał mnie ciszą, ciepełkiem poranka, lekką wilgocią mchu. Żadnego samochodu na mijanych leśnych parkingach. W lesie też totalna pustka przez całe 2,5 godziny mojego pobytu. Grzybów na pierwszy rzut oka zdecydowanie mniej. Myślę tu o blaszkowcach. Brak widoku pięknych czerwonych muchomorów. Pojawiały się pojedynczo i okazjonalnie na poboczach. Na dzisiaj wybrałam z premedytacją las ze średnią sosną, pięknym, ale niezbyt wysokim mchem, brak na obrzeżach zagajników- typowo na podgrzybka z grubą nóżką- tego jesiennego. Jeśli chcę go zebrać- jadę w te lasy - i albo trafiam i mam, albo wracam z koszem pełnym cudownego leśnego powietrza. Tak pojechałam, mając w pamięci niedzielny cudowny pobyt w tych lasach, tylko z innej strony. Idąc poboczem w znanym mi kierunku, powitał mnie przepiękny podgrzybek- jak gospodarz zapraszając dalej. Piękny, gruba noga, zwarty ciemny kapelusz słusznego rozmiaru i wysoki jak na gospodarza przystało na dobrych 10 cm. Zgłupiałam. Myślałam, że jak poprzednio, podgrzybki będą na krótkich nóżkach, ledwo widoczne. Ale nie w tym lesie. Nie ukrywam, że zdarzały się młode mikrusy niewielkiego wzrostu i z małą mycką na nóżce. Rosły przeróżnie. Najczęściej dorodne widoczne z kilku metrów. Po podejściu witało mnie czasami całe miłe stadko. Czasami chwile były bezgrzybne. Jak to w lasach bywa. Wszystko było by jak marzenie, ale........ właśnie tą sielankę zawsze coś musi spaprać. I tu mowa o przepięknej urody i różnych rozmiarów ok maleństw po odrobinkę większe- ŚLIMAKI- we własnych oślizłych osobach. Ponieważ mech w lesie nie za wysoki, raczej las do suchych należy, żadnej roślinności, ani jeżyn, ani jagodzin, to i tych nadjedzonych przez nie grzybów aż tak sporo nie było. Niemniej niektóre wyglądały jak muchomory- ale brązowe w białe lub jasnobrązowe kropki. Miałam ubaw. Jedno co na plus- to strzyżaki owszem atakowały, ale nie były tak wszędobylskie jak ostatnio. Moim łupem padły 144 podgrzybki- lwia część młodych, ładnych, oraz spora garść pięknych wyrośniętych kurek. Las mnie znowu zaskoczył. Zabrałam tylko 1 koszyk + 2 ekologiczne torby- wszystko zapełniłam. Grzyby suche, brak "ciap" napitych wilgocią. Uzbierałam wagowo- 4,5 kg. Ponieważ sporo było młodego podgrzybka- coś mi się wydaje, że jeszcze będzie w lasach bal. Poprzez powtórkę przyjemności niedzielnych- wrażenia zostały utrwalone, ale na jak długo mi to wystarczy- pojęcia zielonego nie mam. Oby na jak najkrócej. Serdecznie Was Wszystkich pozdrawiam z moich kochanych jesiennych nizin- i stwierdzeniem, że rosną- namawiam na wypady październikowe :)