Lasy odwiedziłem różne, buki, dęby, brzozy i wszelki mieszane, generalnie najwięcej jest
podgrzybków i ceglastych. Zaszalałem trochę i nazbierałem 4 kosze, nie patrząc na konsekwencje.
podgrzybki 224 szt. (można nazbierać bez ograniczeń, bo jest mnóstwo),
prawdziwki 30 szt, ceglaste 66 szt,
maślaki 6 szt. (było w trzy i trochę
sitarzy, ale nie brałem),
kozaków 10 szt. i różnych
czubajek 26 szt. (
kanie, czerwieniejące i gwiazdkowe).
Wyjechałem za wcześnie, chmury nie dały odejść ciemnościom i przesiedziałem kwadrans w aucie, a potem poszedłem w półmroku na kaniową miejscówkę, białe są, to je widać. Faktycznie, 3 ładne sztuki czekały na mnie w paprociach. W międzyczasie trochę pojaśniało i zacząłem poznawanie nie odwiedzanych do tej pory rejonów lasu. Postanowiłem nie skupiać się na zbiorach, tylko szukać ciekawych miejscówek, pod hasłem "Go your own way", to mniej więcej moja ulubiona zasada - idź swoją własną drogą, bo jestem przekorny. Zamiast jak (prawie) wszyscy, iść w buki, postanowiłem spenetrować okolice skraju lasu. Początkowo znalazłem tylko kilka
ceglasi, potem dość sporo podrzybków na cienkich nóżkach i na grubych, aż prawie zapełniłem kosz. Potem trafiłem na skraj świeżo zaoranej poręby przygotowanej do obsadzenia. Tam na tych "grządkach" nigdy bym się nie spodziewał
prawdziwków, a one normalnie z zaskoczenia wylazły z piasku. Pokręciłem się obok i trafiłem na więcej, już normalnie w lesie, tzn. na skraju lasu. Teraz się zaczęło, mini zagajniki bukowe sypnęły ceglastymi w ilości niebezpiecznej dla mojego kręgosłupa. Kosz pełny, zdjąłem wiatrówkę i ładowałem do niej. Musiałem wrócić do auta, bo przecież nie zrealizowałem swoich planów. Droga była męcząca, bo co chwila jakieś grzyby mnie molestowały, a ja już nie mogłem ich zabrać. Kolejny kurs do lasu już z dwoma koszami, to była powtórka pierwszego, tylko na odwrót. Najpierw
borowiki, a na koniec
podgrzybki. Chyba mi się przejadło, zrobię sobie 3-dniową przerwę.