Po ostatnich opadach i zbiorach, postanowiłem wyciągnąć "jesienny" koszyk (żebym się pomieścił) i w 3 osoby ruszyliśmy do lasu. Po deszczu praktycznie nie ma śladu, zaczyna się robić sucho i początek po północnej stronie dosyć słaby, kilkanaście
ceglaków i kilka
prawdziwków. Pomyślałem, że to nic, przecież na południowym stoku czekają na nas prawdziwkowe krzaki, więc przeszliśmy na południowy stok i... nic, kilka pojedynczych
prawdziwków, kilkanaście
ceglaków, "młodzieży" bardzo mało. Grzybów nie za wiele, pora wczesna, żal do domu wracać, więc trzeba poznać kolejne części lasu. Powrót na północny stok, las mało ciekawy, z ostrężynami, bluszczem i innymi roślinkami, do wysokości kolan, starając się je omijać przechodziliśmy od jednych skupisk młodszych drzew, gdzie nie było tyle "zieleniny" do kolejnych, ale bez większych sukcesów. W pewnym momencie wypatrzyłem
kurkę, co tam
kurkę, kurczaka, takiego z marketu, nafaszerowany do 2,5 kg wagi... i zaczęły się żniwa. W pewnym momencie zbierając z córką kureczki, widzę jak po ręką rusza się ziemia, a potem... otwiera oczy, okazało się, że to "strażniczka" kurzej fermy (na zdjęciu). Zabawne jest to że nie próbowała uciekać, tylko starała odwrócić się do nas tyłem, bo jak pisała kiedyś Grzybiara W, jak czegoś nie widać, to tego nie ma. W sumie zebraliśmy ponad 4 kg
kurek, 44
prawdziwki, 157
ceglaków i po kilka
kozaków czerwonych,
podgrzybków brunatnych i złotoporych,
zajączków i
maślaków. Co do ostatniego wpisu i dyskusji na temat zdjęcia
ceglaków, to przyjrzałem się im dzisiaj na stole w domu, mają (jak
ceglaki) ładną brązową skórkę na kraju kapelusza, ale większość z nich środek kapelusza ma jakby "wytarty" i stąd lekko popielaty odcień ze zdjęcia, na żywo mniej to widać. Pozdrawiam, a w poniedziałek znowu się "bujnę" do lasu.