(2/h) Kościerska Sahara. Grzybów jak na lekarstwo, stan w jakim rosną to gdzieś pomiędzy zasuszeniem a mumifikacją. Te, którym cudem udało się wyjść z ziemi, przeważnie robaczywe. Nasza maślakowa miejscówka okazała się obrazem nędzy i rozpaczy skrzyżowanym z padołem łez. Niejadalnych tyle, co jadalnych. Pochodziłyśmy po lesie, nazbierałyśmy słoik jagód i to by było na tyle. Przynajmniej udał się piknik. Dziś zaczęło padać, więc jest nadzieja, uderzymy gdzieś koło środy.
(9/h) Ostatnie zbiory mamusi zdrowo podniosły mi ciśnienie, więc dziś pobiegłam do lasu. Czasu miałam niewiele- jedynie 45 minut. Wpadłam jak burza i przeleciałam jak tornado. Nie było czasu zastanawiać się czy dojrzane grzybki zdrowe są. Chwytałam w biegu i pędziłam do następnych chaszczorów. Zdyszana i spocona. Zmęczona i pokłuta jeżynami. Z bolącymi nogami i oczopląsem, melduję; nie ma grzybów! Mamusia kłamała! Musiała ganiać przynajmniej 10 godzin! Już ja jej pokażę...
(20/h) Głównie koźlaki zarówno szare jak i pomarańczowe. Sporo kurek, i to trafiają się mutanty giganty. Prawdziwków prawie nie ma, a jak są to robaczywe. Pojedyncze podgrzybki i rydze. Narazie nie widzę szans na poprawę.
(50/h) "Masz kochanie trochę czasu? Bo nazbierałam grzybów, a wiesz że dobrze nie widzę, to może byś obrała?"- zameldowała mamusia przez telefon. No tak... Czas mam. W końcu wyszykowanie dzieci na rozpoczęcie roku szkolnego to pikuś. Uczestnictwo w dwóch uroczystościach- też drobiazg. Ot takie 5 minut. Zakupy do szkoły? A jakie tam zakupy! Dobra wróżka w nocy wszystko podrzuci. Poza tym przecież nie robię nic. Pralka pierze, kuchenka gotuje, zmywarka myje, więc ja na pewno leżę i się nudzę. Ot, tak się sobie zżymam na zwyczaje mojej mamusi. Jak do zbierania, to wzrok ma sokoli, nawet takie centymetrowe prawdziwki dojrzy! A jak do czyszczenia, to "Pomóż córeczko, bo matka ślepa jest!". No, ale złościć to się mogę, a odmówić, nie odmówię. Przyniosła więc mamusia koszyk prawdziwków i kozaczków. Czyściłam wytężając wzrok prawie dwie godziny. Została taka litrowa miseczka zdrowych obrzynków. Resztę robale zjadły. Mamusia zebrała 74 słoiczkowe prawdziwki, 111 koźlarzy grabowych i 8 podgrzybków. Raport umieszczam tylko dlatego, że sama je "macałam". Mamusia twierdzi że była "tylko godzinkę!". Ja tam jej nie wierzę...
(9/h) Wcale nie byłam na grzybach! Zniechęciły mnie hordy robali grasujące po lesie i obraziłam się. Poszłam pobiegać raniutko. Biegnę więc sobie ścieżką pomiędzy polem uprawnym i nieużytkiem, gdy rzuca mi się w oczy podejrzana jasna plama na tym ostatnim. Kompletnie bez zastanowienia skręcam w wysoką trawę i brnę w kierunku jasności. Godzina wczesna jest i rosa obfita, więc spodnie mokre aż do... No, mokre i już! Nie mówiąc o trampkach. Docieram do znaleziska i co widzę? Piękną rodzinkę kań. No wiadomo przecież że ich nie zostawię!. Ściągnęłam bluzę i zapakowałam grzybki pieczołowicie. Ostrożnie, jak skarb złoty zaniosłam do domu. I teraz problem- kań było 9 i zebrałam je w ciągu 10 minut. Więc jaki przelicznik a godzinę? 54? A są większe od przeciętnego podgrzybka, więc co? Pomnożyć? Przez ile?
(50/h) Okolice Bytowa las bukowy glownie prawdziwki kilka mlodych reszta stare i wszyskie robaczywe ogolnie 2 godziny ok. 100 sztuk. pozdrawiam grzybiarzy.
(11/h) Zbiory nie imponujące. Na swoje usprawiedliwienie dodam że podany wynik, to tylko zdrowe, pełnowartościowe prawdziwki i podgrzybki. Tym razem kiepskiego wyniku nie mogę zgonić na robale. To wyłącznie moja wina. Wczoraj kostkę skręciłam i dziś trochę ograniczona jestem ruchowo. Łaziłam po lesie z kijaszkiem. No, ale na pocieszenie po marnych zbiorach mogę powiedzieć że komary straszną żałobę mają. Ubiłam ich kilka tysięcy!