(15/h) Sciólka bardzo sucha, konieczny deszcz, w srodu lasu prawie zadnego grzyba natomiast na skraju w malych zagajnikach tam gdzie rosly brzózki z sosenkami pelno koźlaków, wszystkie okazy prawie zdrowe.
(20/h) W lesie sucho, dużo starych grzybów, młodych praktycznie brak, znalazłam parę borowików ale nie dało się ich nawet podnieść w jednym kawałku, podobnie jak większość koźlarzybabek. Z suszą jako tako radzą sobie tylko kurki i koźlarze pomarańczowe, co ciekawe w najlepszym stanie (to znaczy wysuszone a nie zgniłe albo rozpadające się) były te które rosły w niskim mchu na pełnym słońcu. Strzyżaków w brzozach na szczęście brak i mogłem spokojnie parę godzin pochodzić :)
(20/h) Witam wszystkich bardzo ciepło i serdecznie. Ponieważ miałam dłuższą przerwę w leśnym włóczęgostwie, a dzisiaj dzieci do szkoły, to postanowiłam, że one tam, to ja do lasu. Susza w okolicach Poznania niemiłosierna, słońce praży od dłuższego czasu całkiem solidnie, a ja wbrew wszystkim wskazówką stwierdziłam, że deszczu chyba nie doczekam i pojechałam. Nie skoro świt, bo i po co? Po wpisach byłam pewna, że będzie to czyste spotkanie z lasem. Z tego powodu postanowiłam poeksperymentować i wybrałam kierunek- nie byłam w tym rejonie nigdy-na Klępicz przez Szamotuły. Odwiedziłam po drodze 3 lasy. Każdy piękny, cichy- żywej duszy, ani żadnego zbieracza- każdy diametralnie inny. W pierwszym- wysoka sosna, krzaczory, piękny mech wysoki - znalazłam oprócz gąsek, krowiaków i goryczaków, również podgrzybki, z tym, że robaczywe. Ponieważ poranek był chłodnawy, było przeuroczo. Słońce nisko nad ziemią pięknie rozświetlało las. Następny las z zagajnikami- a w nich 4 podgrzybki i koniec- obeszłam i stwierdziłam brak innych jadalnych. Trzeci z lasów to było to na czym mi zależało. Wysoka sosna, piękny wysoki mech, jagodziny do kolan, krzewy borówek, kępki pięknych wrzosów, oraz wysepki pięknych dorodnych starych jodeł. Tu zabawiłam godzinę. Rosły gąski, inne blaszkowe, krowiaki, piękne goryczaki, no i podgrzybki. Za tymi ostatnimi musiałam pochodzić i wytropić, gdzie mogą być pochowane. A były- w buchtach dzików, oraz w okolicach jodeł. Wszystko byłoby elegancko i zabawiłabym tam dłużej, ale dosłownie wypędziły mnie z lasu TABUNY strzyżaków. Wystarczyło że zrobiłam krok w jagodziny, lub w pobliże jodeł, czy świerków, a całe stado otaczało mnie dookoła. Komary i inne muszydła w porównaniu z nimi to mały pikuś. Te pierwsze choć anonsują chęć pogryzienia, natomiast strzyżaki są ciche, i bardzo uperdliwe. Poza natrętnymi owadami nie spotkałam nikogo. Wypadzik był krótki, gdyż raptem w lasach ok 1,5 godzinki. Przywiozłam całkiem ładnie jak na te warunki i krótki czas - całe 29 szt z czego 27 podgrzybków i 2 małe sowy. Byłam wreszcie w lesie, poznałam inne jego oblicze- wypad uważam za bardzo udany- pomimo poniesionych w lesie obrażeń-pogryzienia. z następnym wyjazdem poczekam jednak na deszcz. Pozdrawiam i życzę połamania nożyków.