(30/h) Mgła, +1 stopień, wyjazd 6 rano, ale po zmianie czasu aż tak bardzo nie bolało - ok. 7,30 na miejscówce i pierwsze wymarzone gąski zielonki i siwe - sumie ok. 8 litrów za 4 godziny. Poza tym kilkanaście podgrzybków o kondycji późnojesiennej, kilka maślaków, prawdziwek. Reszta towarzystwa nastawiona bardziej na grzyby rurkowe (podgrzybki, prawdziwki, kozaki) też nie wracała na pusto, choć im przypisałbym jakieś 10-15 szt/godz.
(46/h) Nie, to jeszcze nie koniec, można by rzec, zaczęło się, ale po kolei. Pobudka 5,15 a za oknem "pięknie" 6 stopni, wieje i leje, ale nie ma śniegu... więc jadę, 90 km i jestem na miejscu, początek słaby, kilka podgrzybków, pieniek-opieniek i 2 maślaki. Szału nie było, ale dno w koszyku prawie zasłonięte, miałem zawracać do samochodu, jednak postanowiłem sprawdzić poznaną w tamtym sezonie nową miejscówkę i nadłożyć 2-3 kilometry. Doszedłem do lasu a tam szaleństwo - podgrzybasy, podgrzyby, podgrzybki, podgrzybeczki, do wyboru, do koloru, mokre, świecące od deszczu i prawie wszystkie, ZDROWE!!! Dawno tak nie zbierałem (6 września) rosły po klika, kilkanaście i zero konkurencji, mogłem spokojnie "kręcić kółka" i dokładnie "przeczesać" las, bez pomocy. To był mój 59 wyjazd w tym sezonie, ale po 1,5 miesięcznej przerwie od TAKIEGO zbierania, cieszyłem się jakbym pierwszy raz trafił na wysyp w tym sezonie. Wracając do samochodu minąłem kilka osób, które również (chociaż mniej) miały coś w koszykach. Na koniec statystyki 5 godzin w lesie, 12 kilometrów, 5,1 kg grzybów, 178 podgrzybków brunatnych, 2 aksamitne, 43 opieńki (duże), 5 kurek i 2 maślaki żółte. Nie sądziłem, że jeszcze w tym sezonie będę zawoził grzyby znajomym. Pozdrawiam. Sezon ciągle trwa...:- D
(25/h) pada, ale dla nas maniaków grzybowych to nie przeszkoda. Grzybki bardzo różne sporo małych ale dużo starych i niestety bardzo pogryzionych przez ślimaki, bardzo dużo pozostało w lesie.