Sosna, buk, dąb, brzoza - w przewadze jednak igły. Grzybowe ostatki... Niestety nie w moich ukochanych lasach wloszczowskich, ale... Lepszy
rydz, niż nic... Coś tam jeszcze w lesie gra... Może gdyby dłużej pochodzić... A w ogóle, jeśli macie dziś niezbyt dobry dzień, to nie czytajcie tego mojego smęcenia... Bo tak mi się jakoś smutno dziś zrobiło... Przypomniałam sobie dlaczego nie lubię listopada 😑. Lepiej było nie jechać i być wkurzoną, bo wiecie, wkurzona kobieta potrafi dom z posad ruszyć... Ale smutna kobieta, to rozpacz w kratkę... Gdy masz świadomość, że sezon ma się ku końcowi a Ty
prawdopodobnie jesteś ostatni raz w lesie w tym roku ( choć liczę na przyszłą sobotę i oczekuję! sprzyjającej aury i już - no nie Iwonka? ), to jak tu się nie smucić? Tu sentymentalizm bierze górę ( sentymentalna gęś - jakoś tak się kiedyś mówiło)... Sezon był dobry, dziwny, ale dobry... Pogoda, i owszem doskonale wyczuła mój nastrój i dopasowala się perfekcyjnie: szaro, buro i ponuro ( Niszczu, teraz te łysiczki byłyby jak znalazł, tudzież inne, podobne 🤣)... Do rzeczy, dziś zebrane: 21
podgrzybków ( oczko 😁- dobrze wróży?), 2
maślaki pstre, 4
maślaki siciarze, ostatni Mohikanin - 1
prawdziwek i 1
kurka 🧐. A w kuluarach leśnych, jeszcze przedstawienie trwa - grzybówki, maślanki, purchawki i grzyby giganty, chyba jakieś
gąskowate 🤔, pojedyncze gołąbki czerwone... Kolory w liściach zatrzymane, dywan piękny rozwinięty, a las wyciszony, kołysankę sobie mruczy... Smutno... Choć rozum podpowiada, że na półkach leżą książki nieprzeczytane, że w końcu w weekend będzie luz, że... Jedyne, co mnie pociesza, to to, że teraz będę mogła w końcu podziwiać grzybowe wynalazki 🤎... I szukać wilgotniczek 😁, pewnie zaś latać będę za nimi, jak kiedyś za czarkami ❤... To smęciłam ja, Nika 😁.