Po tygodniowym maratonie dzisiaj postanowiliśmy lajtowo poszwendać się tam gdzie jeszcze nas nie było... a nie zostało tego wiele 😅
Skoro ołówków opór jak stwierdził Kikuś to przyszedł czas na operację chirurgiczną 😝 dwa ostre opinelki, mniejszy koszyczek i w drogę 🌲🌲🌲
9 km, różne lasy po drodze i różne grzybki w koszyku: 27
koźlarzy pomarańczowożółtych, 3 młodziutkie brzozowe na które dosłownie weszliśmy, 2
podgrzybki zajączki, 23 brunatne, 1
ceglaś, po ostrym cięciu zostało 19 prawych z czego tylko kilka w całości, dla urozmaicenia jajecznicy 2
maślaki pstre, 10
sitarzy i 3
kurki 😬
Rano przyjemny chłodek, 10 stopni ale w miarę upływu czasu coraz cieplej, na szczęście nie ukrop 🥴 jak tydzień temu.
Poza
maślakami i kozakami brak młodych grzybów, a jak się już trafią to robaczywe 😕 Poprawiła się za to jakość, prawych odpadło 70% a nie jak w poprzednie dni prawie wszystkie... dalej jest kiepsko ale mnie to w ogóle nie rusza 😁 bo są te których u mnie niedobór.... od ołówków do miniparasolek 😅😍i nawet przy lajtowym spacerku same pchają się w ręce 🙂 no nie mogłam odmówić 😅
Mały koszyczek zapełniony, dzięki czemu szybciej uporaliśmy się z obrabianiem a teraz leżing tarasowo-grillowy 🌲💚🙂