Pora późna, już po dobranocce, najchętniej napisałbym dobranoc jak Emil i że za bardzo zmęczony 🙃. Ale wpis ze specjalną dedykacją dla Vincenta.. że nie trzeba jechać aż do Zawoji, aby w śląskich lasach koszyk nazbierać 😉. Może częściej biegać na burgera i piwko. 9-tej z psiakiem, 15 km, 31 st w południe, po butelce wody na głowę nie wystarczyło, bowiem na parkingu zameldowaliśmy się po 14-stej. Las mieszany, czystego zbierania może 3 godzinki, reszta to dojścia na miejscówki i czas na odsapnięcie. Do koszyczka trafiło 50
prawdziwków, głównie słoiczkowej młodzieży.. ponad 20
ceglasi..
z tego 9 pod 1 drzewem, 20
kozaków babka, 3
kozaki czerwone (ulubione ołówki), 7
podgrzybków brunatnych, 4
maślaki modrzewiowe, 1
suchogrzybek złotawy na pokaz, 1 dorodna
kurka. Zostało 5
kani w młodniku. Braliśmy tylko zdrowe a maleństwa zostawialiśmy na zaś. Nogi mi do tyłka włażą, broń nas Boże przed nienasyconymi kobietami 😁. Noo, jakby amok.. bez czerwonego ołówka nie ma co marzyć o powrocie. Dobrze, że psa tropiącego mieliśmy i kompot na obiad był. Pozdrawiamy i życzymy ochłody, najlepiej lekkiego deszczyku a teraz już musimy iść spać, by jutro przed wschodem słońca obwęszyc inne tereny. Powiem tak: można, lecz trzeba się nachodzić, bowiem nie każdy teren i zagajnik nadaje się do chodzenia. Wycinki, gałęzie, paprocie.. czasami 1-2 a czasami same wskakiwały do koszyczka, prosząc aby je zabrać.. M&M.