Tazok vs aksamitki – odcinek drugi. Frajerem byłbym, wiedząc że beskidzkie lasy wydają na świat piękne i zdrowe potomstwo trzeciego królestwa … i nie skorzystał. Koszyk znowu pełny po dekiel, płócienna taśka uciągnęła jeszcze parędziesiąt sztuk. Tylko czego ? Bo okazało się, że nie nazbieraliśmy dzisiaj ani borowików, ani podgrzybków. Tylko, a może „aż” pełny koszyk cudnych aksamitków. Zimnolubnych, zamszowych kapelutków, twardych gości na nóżkach w kolorze kurkumy. W bonusie - cudnej urody dwa
prawdziwki, kilka podgrzybków,
kozaki babka, jedna
kurka i kilka
ceglasi Z ciekawości zapuściłem żurawia do netu. I tutaj …. taki zonk …: aksamitek nie należy ani do rodzaju
borowik ani podgrzybek. Hybryda ? Krzyżówka ? Jak do tego dodać wojnę w „mykoświecie” o ich nazwę i rodzaj … proponuję przyjąć polubownie określenie … AKSAMITKI …. i basta! niech moja nazwa rozpocznie epokę „Pax – u między chrześcijany” – a być może trafi kiedyś do potocznego języka. A teraz posłuchajcie …. Uzbrojony w towarzystwo Sznupoka i Rubika, kosz, plecak i termos, późnym popołudniem wdepnęliśmy na chwilę do Rubinowej Doliny. Bankowa miejscówka zwłaszcza na hybrydy;). W cudnym, barwionym jesienią lesie dzieje się więcej niż można by się spodziewać. Podzimna aura jeszcze nie tuli leśnych ostępów do zimowego snu. O dźwięczącej w uszach ciszy nie ma mowy. Drzewa, strumienie i zwierzęta słychać, widać i czuć. Dosłownie …. na wyciągnięcie ręki i …. ucha. Cały spacer słyszeliśmy głosy lasu i czuliśmy na swoim ciele wzrok i obecność dzikiej natury. Piknik na pieńku ?. Podwieczorek / a może kolacja ? - gorąca, czarna herbata ( wierzcie mi … nigdzie tak nie smakuje jak w głębi ciemnej i niezgłębionej, górskiej doliny ) i kołocz z serem. Rubik musiał nas „ochraniać” przed tajemniczymi, leśnymi dźwiękami. Dawno nie widziałem go tak przejętego i pełnego niepokoju ….. Do tego dujący w koronach drzew mocny, ciepły wiatr. On dopełniał tajemniczości. Wiedziałem, czułem to po prostu całym sobą, że jesteśmy obserwowani przez mieszkańców lasu z każdego niemal zakątka. Wydawało mi się, że wokół widzę oczy dzikich zwierząt, odprowadzających nas wzrokiem. Wracaliśmy w dół doliny w całkowitym zmierzchu. Trochę na czuja, trochę po omacku, i wtedy stało się!!! … W mrocznej rzeczywistości, usłyszałem „coś” jakby cichy szelest …. Odwróciłem wzrok w głąb tajemniczej j doliny i zobaczyłem dwoje przepięknych. Oczy cudne i ciepłe. Oczy, błyskające jak dwie iskry w popielniku. Wiele oczu mnie w życiu zachwyciło, te dzisiejsze były czarowne. Nie wiem czyje były to źrenice. Ale zobaczyć je – choć przez moment i na dodatek uwiecznić je - to była magia. W głębi siebie, podświadomie, zawsze uważałem, że drzewa mają oczy. Teraz mam tego absolutną pewność.