Dzisiaj nie będzie suchych faktów bo nie było wyjścia w teren. Może jutro się uda. W przerwie pomiędzy łuskaniem orzechów a ubieraniem choinki chciałbym złożyć wszystkim świąteczne życzenia. Niech te święta będą dla Was wyjątkowe, spokojne, spędzone w rodzinnym gronie w atmosferze miłości. Życzę smacznych potraw - nie tylko grzybowych a w nowym roku pełnych koszy i spełnienia marzeń. A jak chce się komuś czytać moje podsumowanie sezonu to zapraszam poniżej. Wesołych Świąt!
Sezon 2018 właśnie dobiega końca. Najdłuższy w mojej historii. Nigdy wcześniej nie zbierałem grzybów od początku stycznia do końca grudnia. Przez większość grzybomaniaków rok 2018 uznany został za słaby. Trwające od wczesnej wiosny upały i susza nie sprzyjały wysypowi naszych ukochanych kapeluszników. Dla mnie osobiście był udany bo nie rozpatruję go tylko pod kątem zgromadzonych zapasów. Ważne jest dla mnie poznawanie i znajdywanie nowych gatunków, poznawanie nowych miejsc i ludzi. To wszystko miało miejsce w tym sezonie i dlatego jestem z niego zadowolony. Ale po kolei. Już na początku stycznia zacząłem chodzić po lesie w poszukiwaniu grzybów zimowych. Znajdywałem
zimówki i
uszaki bzowe. Te pierwsze na początku nauczyłem się rozpoznawać a później za namową kilku osób zacząłem też jeść. I chyba to było kulinarne odkrycie roku bo naprawdę mi zasmakowały. I pojawiło się przedwiośnie a z nim wyczekiwanie na pierwsze nowe grzybki po zimie. To dziwne ile radości może wywołać mały niepozorny grzybek –
trąbka otrębiasta. I pojawiła się ciepła i sucha wiosna a z nią pierwsze
smardzowate. Moje miejsca nie zawiodły i mogłem cieszyć się ze
smardzy stożkowatych i smardzówek czeskich. Znalazłem też swoją pierwszą piestrzenicę kasztanowatą. Niestety w tym roku nie pojawiły się w mojej miejscówce
smardze jadalne. Mam nadzieję, że już za kilka miesięcy znowu będę je mógł spotkać w swoich krzakach.
Smardze skończyły się w kwietniu. I przyszedł maj – dla wielu najpiękniejszy miesiąc w r roku. Dla mnie również był wyjątkowy. To że znalazłem szybko
maślaki i
koźlarze babki to może nie jest nic wyjątkowego. Ale 19 dnia tego miesiąca znalazłem pierwsze dwa
borowiki szlachetne i
borowika ceglastoporego. Ponieważ śledzę doniesienia grzybiarzy nie tylko na tym portalu ale też w kilku innych miejscach to wiem że było to jedne z pierwszych doniesień o szlachetnych w tym czasie. Wcześniej znajdowano już usiatkowane ale one zawsze pojawiają się najwcześniej. I pojawiła się euforia i częstotliwość wyjazdów do lasu wzrosła. Ale wysyp nie trwał długo i później w okresie wakacyjnym zaczęła się grzybowa posucha. Grzybów było jak na lekarstwo i jeszcze najczęściej robaczywe. Do tego upały i kleszcze. Nie będę ukrywał, że w tym okresie czasem odczuwałem już zmęczenie chodzeniem do lasu. Sytuacja zmieniła się podczas wyjazdu na wakacje w Pieniny. Poznałem wtedy przyjemność zbierania w jodłowym lesie. W przeciwieństwie do wysuszonej reszty kraju życie grzybowe w górach było w rozkwicie. Spotkałem wiele wcześniej nie widzianych gatunków takich jak
borowiki żółtopore i górskie,
siedzunia jodłowego, kilka gatunków
pieprzników,
kolczaki i innych. Po powrocie z wakacji oczekiwanie na właściwy jesienny sezon w sierpniu i wrześniu, spędzone często na oglądanie prognozy pogody i radarze opadów. Niestety nie było ani opadów ani wysypu. Zawodziły mnie moje miejsca w Gliwicach i w okolicach Częstochowy. Gdyby nie dwa wypady w Małopolskę i Beskid Żywiecki to z uzupełnieniem zapasu suszonych
prawdziwków byłby problem. Trochę lepiej było w październiku – zbierałem
podgrzybki,
kozaki,
kanie,
maślaki.
Prawdziwki znajdywane w drugiej połowie miesiąca dawały nadzieję na szybkiego novembrusa. Niestety moje miejscówki zawodziły i trzeba było uruchomić koło ratunkowe . Zawiodły też inne grzyby typowe dla późnej jesieni czyli
zieleniatki. Było ich zdecydowanie mniej niż w ostatnich dwóch latach i jeszcze często z lokatorami. Ale kilka słoików udało się zamarynować. Końcówka roku to już zbieranie głównie zimowych grzybów czyli
płomiennicy zimowej i
boczniaków. Te ostatnie po raz pierwszy znalazłem i jadłem. Rok 2018 to także wiele poznanych nowych miejsc. Od początku roku odbywałem wspólne wyprawy w nieznane najczęściej z Arturo i Młodym Werterem. To były jedne z kilku nowych znajomości w tym roku. Odbywała się też dalsza integracja Grzyboświrków poprzez kilka spotkań. Najmilej wspominam to w Zwardoniu ze względu na okoliczności i niezłą zabawę. Serdecznie pozdrawiam wszystkich znajomych z tego portalu i admina.
Podsumowując, muszę stwierdzić, że sezon pomimo tego, że chimeryczny to jednak udany. Żal mi, że nie znalazłem ani jednego
koźlarza pomarańczowożółtego,
piaskowca modrzaka,
maślaka pstrego nie mówiąc już o borowiku sosnowym. Ale znalazłem inne wymienione już gatunki i nie wymienione takie jak:
piaskowiec kasztanowaty (dzięki uprzejmości MW) czy
maślak szary. Nie można mieć wszystkiego na raz. Będzie co szukać w roku 2019 i kolejnych. Oby były co najmniej tak udane jak rok 2017.