Tuśka (prawie) wyleczona, więc Tuśka w lasy pognała :) Teraz uwaga – hicior!!! Budzik ustawiony na 5:00 – zgodnie z postanowieniem (a postanowione ono było, jak kładłam się spać), zerwę się skoro świt i ooooo tak, będę pierwsza w lesie!!! :) Budzik zadryndał, Tuśka błyskawicznie wstała. Polazła do kuchni, kawę na rozbudzenie sobie zrobiła, kanapeczki naszykowała i herbatkę nawet w termosiku przyrządziła. 5:25 minęła. No to rach-ciach poranna toaleta, odzież stosowna przywdziana, plecak zapakowany. 5:45 – no i tu nagle myślenie się Tuśce włączyło … bo cholera jasna jakoś tak dziwnie ciemno cały czas za oknem:/ Więc raz-dwa internet … o której ten wschód słońca dzisiaj?!? O looooosieeeee!!!!! Toż to słońce zaplanowało sobie wstać tego dnia o 6:30!!!!!!!! No ale jak to?!? Nie może być?!? Tego, to się Tuśka kompletnie nie spodziewała! Łaziłam po tej chałupie jak głupia, co chwilę przez okno wyglądając, czy tu już, czy już się widniej choć trochę robi, żeby zleźć w końcu do auta i ruszyć ku moim cudnym lasom. Co się naczekałam, to moje!!! Ale w końcu … udało się :) Prognozy wspaniałe, zero deszczu, tylko sama mgła;) Dojeżdżając do mojej miejscówki – leje!!! No szlag by trafił, toż to prognoza (notabene sprawdzana co 10 minut) opady przewidywała dopiero po 14:00!!! A do tego mój ulubiony płaszczyk został w domu: ( Ale trudno, nic mnie przecież nie powstrzyma i żaden deszcz nie zniechęci!!! W aucie zawsze jeździ ze mną zapasowa, super piękna czerwona pelerynka, więc przed chlapaniem z nieba Tuśka zawsze jakoś się uchroni :) Po drodze samochodów w lasach ilości niezliczone. Niemniej jednak podczas leśnego buszowania napotkanych grzybołazów zadziwiająco mało – w ciągu ok. 3 h minęłam może z 5 osób. Za to grzybów?!? O łaaałłł!!! Szaleństwo :) Postanowiłam sobie, że buszuję tylko w moich ulubionych brzózkach, a do lasu sosnowego nawet nie wchodzę. I z początku tak też zrobiłam – w przecinkach brzozowych ponowne zatrzęsienie
koźlaków,
krawców i
prawdziwków – wszystkie młode i zdrowe, trafiały się też pojedyncze większe okazy. Na obrzeżach brzózek i młodych sosenek boskie pociechy (
maślaki pstre) – widać, że totalnie omijane i w ogóle niezbierane przez grzybiarzy. A one przecież takie cudne są – same w occie wyglądają wręcz zjawiskowo!!! Po obejściu wszystkich moich brzózek czułam niedosyt, więc polazłam jednak do tych dużych sosen – i nie wiem, czy nazwać to błędem, czy nie, bo
podgrzybków brunatnych jeden obok drugiego, już w pewnym momencie torbę zostawiałam w jednym miejscu, żeby jej nie tachać ze sobą, ale po kilkudziesięciu naciachanych sztukach okazywało się, że ma torba jest jakieś 100 m ode mnie, więc to się ewidentnie mijało z celem;) Poza tym kark, kręgosłup i kolana wysiadały mi z minuty na minutę i po godzinie takiego ciachania miałam już serdecznie wszystkiego dość! Podsumowując – grzyb na grzybie, koło grzyba i grzybem poganiał, więc nie było opcji, żeby się nie obłowić.
Kozaki,
krawce,
borowiki,
maślaki pstre, zwyczajne i
sitarze,
podgrzybki,
kurki,
gąski niekształtne. Ogólnie jest w czym przebierać, tym bardziej, że wszystko w dużej większości zdrowiuteńkie :) Jak na razie prognozy pozytywne: w miarę ciepłe noce (aktualnie u mnie +12) i codziennie ma coś tam popadać, więc grzyby tak szybko się nie skończą :) Tym czasem mgielne pozdrowienia dla wszystkich! Darz Grzyb!!! :)