Lasy, które pomimo ubogiego roku są dla mnie łaskawe, od miejsca gdzie mieszkam odległe są o około 160 kilometrów. Wyjeżdżając z domu o godzinie 5:40 zerknąłem na wskazanie komputera samochodowego. Wskazane 9 stopni wlało we mnie i towarzyszącą mi pierwszy raz od dłuższego czasu w wyprawie na grzyby małżonkę dużo, że się tak wyrażę, ciepła. Ciepła, które po półtoragodzinnej jeździe skruszało i zakończyło się zaciągnięciem na siebie przez żonę śpiworu. Otóż na przydrogowym czytniku temperatury usytuowanym przy stacji "Orlen" na trasie Żary-Przewóz wskazanie temperatury powietrza wynosiło, cytuję: -0,0 C. Nie sposób przy takiej temperaturze nakłonić moją żoną na wyście do lasu, pierwsze więc cztery godziny zbierałem sam. W raporcie ilościowym wyjdzie ten niuansik, ponieważ łączna ilość zebranych grzybów została podzielona przez faktyczną ilość spędzonych na zbieraniu godzin. Ja 7 a żona 4 godziny. Łącznie las był łaskawy oddać nam 392 grzyby.
podgrzybek 363,
kania 2,
koźlarz sosnowy 4, szary 2,
rydz 15 i
prawdziwek 6. Zadając sobie "trud" przyjazdu w te konkretne lasy liczę i marzę o znalezieniu
prawdziwków oraz (jeśli są w stadium wzrostu) prześlicznej urody
koźlarzy sosnowych. Często z premedytacją omijam lasy w których jest większe prawdopodobieństwo znalezienia
podgrzybka niż oczekiwanych przeze mnie gatunków. Tym razem jednak, po sprawdzeniu kilku miejscówek oczywistym dla mnie było że uparte wypatrywanie ulubionych grzybów zakończy się ledwie przykryciem dna w koszyku, a grzybobranie nie sprawi frajdy pozostałej części ekipy. Gdy więc żona smacznie spała ja po przyniesieniu trzech
koźlarzy, dwóch
prawdziwków, kilku
opieniek i
podgrzybków zagłębiłem się w las dający dużą nadzieję znalezienia
podgrzybków. Grzybiarze przebywający na wypadach kilkugodzinnych wiedzą dobrze jak to jest ze statystykami. Bywa tak, że dzień jest średni pod względem obfitości zbiorów, ale w trakcie tych kilku godzin może przytrafić się taka jedna, dla której w kwadraciku umieszczonym po lewej stronie naszych doniesień zbraknie skali w ciepłych kolorach. Tak miałem wczoraj. W przeciągu około 30-40 minut znalazłem plus minus 200
podgrzybków. Wróciłem więc po małżonkę obwieszczając koniec spania. Po powrocie na Eldorado dozbieraliśmy jeszcze około 150
podgrzybków, mimo że w lesie oprócz nas zbierały jeszcze trzy osoby. Każda zadowolona. Zmieniliśmy następnie miejscówkę z nadzieją na znalezienie
prawdziwków, z wiadomym skutkiem. Po godzinie 15-tej powrót do domu z przystankiem w powiecie bolesławieckim w okolicy Kliczków. Lasy tam prześliczne a grzyby niejadalne. Bo ich nie ma.
Nazbieraliśmy łącznie 12,8 kg grzybów. Ucieszyli się nimi również obdarowani.