szerzej:
PS. Więcej zdjęć na moim blogu rowerowym, szukać "dornfeld bikestats" Miał to być już pożegnalny, wyjazd na masowe zbieranie, liczyłem na duże owocniki w borówkach, wyszło inaczej. Jest szansa na kolejny udany zbiór, ale będę mógł pojechać najwcześniej za kilka dni. Zobaczymy, może się uda!
szerzej:
jak powiedzial grzybiarz_na_rowerze najwiecej jest w borowkach i trawach, slabo widoczne. I trzeba sie troche zapuscic w las. Ale ciesze sie z dzisiejszego wypadu. Lubie "polowania" na grzyby. Ludzi sporo ale kazdy cos ma 😸.
szerzej:
Na parkingu, wyjmując kosz z bagażnika zagaiła do mnie starsza Pani patrząc z politowaniem: "Panie. Jest listopad, grzybów ni ma". Taa.. "ni ma".. Pewnie, że są. I to w świetnej formie. Prawdziwki max 10-15 cm (białe, zdrowe), ceglasie pękate, choć już nie o tak soczystym zabarwieniu. Jest ich tam pewnie dużo więcej. Tylko szukanie pod dywanem liści bez wzroku Supermana do najłatwiejszych nie należy. Sądząc po rozmiarach szlachetnych przez kilka dobrych dni będziemy się jeszcze nimi cieszyć ☺
szerzej:
Polowanie na novemberusa zaczęłam dosyć późno, bo dopiero przed 9. Wolny dzień, co tam będę sobie żałowała dłuższego picia porannej kawy! Piękny dzionek, słońce, niemal bezwietrznie, cudowna pogoda na łazikowanie po bukowych górkach. Kręta droga przez las zasypana kolorowymi liśćmi, pobocza poryte koleinami ciężkich samochodów zwożących intensywnie wycinane kolejne hektary Ińskiego Parku Krajobrazowego. Za sprawą porannej rosy wszystko śliskie, a że droga wąska, jadę tempem wyścigowego ślimaka. Po pokonaniu kolejnego zakrętu, buch po hamulcach! Uff... Zdążyłam. Przecudny daniel też. On uratował życie, ja samochód 😊 Na moim stałym miejscu parkingowym już dwa samochody. Hmmm... Zazwyczaj na moich górkach jestem tylko ja, las i zwierzęta. Nic to, gnam 2 kilometry w las z nadzieją, że na moją tajną miejscówkę nikt jeszcze nie dotarł, bo to trzeba po karczowisku, pomiędzy mokradłami, przez trawska... Trudny teren, a nie wszystkim chce się aż poświęcać dla zbioru. Na leśnej drodze mijają mnie następne samochody. Ruch jak na targowisku! Na szczęście na moją polankę nikt jeszcze nie dotarł i w spokoju mogłam wycinać listopadówe, młodziutkie boletusy 😊 15 pierwszych sztuk wpadło do koszyka. Zachęcona sukcesem, postanowiłam zajrzeć w jedno jeszcze miejsce, którego zazwyczaj późną jesienią unikam, zwłaszcza po południu, ponieważ leży w bliskim sąsiedztwie rykowiska. Jednak było dopiero po 10, więc specjalnie długo się nie zastanawiałam. Po drodze do koszyka wpadły piękne ceglasie i zdrowiutkie zajączki. Druga miejscówka to następne borowiki, które przestały mieścić się w koszyku, bo kilka z nich było już słusznych rozmiarów. Wobec tego konieczne stało się siegnięcie do rezerw w postaci torby, upchniętej "na wszelki wypadek" w kieszeni. Przycupnęłam sobie w dolince pomiędzy dwoma pagórkami i zaczęłam porządkowanie zbiorów, gdy nagle usłyszałam przed sobą potężny trzask gałęzi. Zerwałam się na równe nogi, patrzę i oczom nie wierzę! Na szczycie pagórka, w odległości może ze 20 metrów ode mnie widzę potężne poroże! Następne trzaski, szum deptanej, wyschniętej trawy i widzę następne! 1... 2... 5... 7... Słodki Jezu! Idą w moją stronę! Niechybnie chcą przejść przez dolinkę, w której jestem, kierując się w stronę rykowiska. Rozglądam się w panice, gdzie tu uciec! Stoję wprawdzie przy drzewie, ale to potężny, stary buk, a wokół same trawy i młode samosiejki. A one już stoją na szczycie górki! Siedem dorodnych młodych byków, za nimi słychać jeszcze odgłosy przedzierania się przez chaszcze kolejnych osobników. Zrobiłam niepewny krok w stronę pnia buka, w pełni świadoma, że przy tej ilości zwierząt to żadna osłona. Mój ruch przyciągnął uwagę przewodnika stada. Podniósł łeb, wciągnął w chrapy powietrze, obrócił się bokiem, łypnął okiem, niepewny jeszcze czy atakować czy uciekać. A ja stoję jak wryta, dziesiątki pomysłów przelatują mi przez głowę z prędkością światła. Jeden głupszy od drugiego 😔 Dopiero gdy jeleń, wciąż obrócony do mnie bokiem, robi dwa kroki w moją stronę, przypominam sobie o dźwiękach. I nie, nie pisz czę i nie wrzeszczę. To mi w ogóle nie przyszło do głowy 😂😂😂 Zamiast tego... gwiżdżę. Żadne delikatne fiu, fiu. Dwa palce i... Najpiękniejszy gwizd na świecie! Nawet nie podejrzewałam, że potrafię aż tak! 😂 Przewodnik stada zwątpił. Popatrzył na stado, odwrócił łeb w drugą stronę, ale ciągle jeszcze się wahał. Mnie natomiast ten mój własny gwizd jakby wyrwał ze stuporu. Zaczęłam głośno klaskać, pokrzykiwać i w ten sposób przekonałam rogasia, że przejście upatrzoną przez niego dolinką, nie jest dobrym wyborem 😊 Nie muszę chyba mówić, że moja droga, kiedy już nogi były w stanie mnie nosić, prowadziła w innym kierunku 😁
szerzej:
Jest! W końcu parę szlachetnych, w tym jeden - jakby to powiedział Robert Makłowicz - słusznych rozmiarów :) wypad głównie po prawdziwki i kozaki, niestety nie takie ilości na jakie liczyliśmy: ( mimo wszystko pół koszyka podgrzybków i miska kani poprawiła nieco humor. Liczę, ze jeszcze w tym roku uda się raz wyskoczyć.
szerzej:
Krótka wizyta popołudniowa na jednej z miejscówek. Pochmurno, 4 stopnie i lodowaty wiatr. No i godzina do tyłu 😔 Zbiór - 16 prawdziwków, tym razem samych młodych, 1 ceglaś, 2 podgrzybki i 2 młode kanie na kolację. I dodatkowy bonus - nożyk, który zgubiłam tam w piątek Myślę, że z listopadówym boletusem nie będzie problemu, niech się tylko trochę ociepli. Grzyby są i rosną, nie warto w domu siedzieć 😊