18
borowików, 3
podgrzybki, 18
koźlaków czerwonych, ponad 40 innych
koźlaków. To tylko mój koszyk a byliśmy we dwoje, wynik w drugim troszkę skromniejszy. Zaczęliśmy od małych lasków za wioskami. Zawiedliśmy się bo tylko w jednym warto było się pokręcić i tam większość
prawdziwków i
koźlaków na nas czekała. Parę rzędów brzóz przy polu, niby niepozorne a pełne grzyba. Po spotkaniu łosia i 3 żubrów doszliśmy do wniosku, że można wrócić bliżej domu po młodzież czerwonego
koźlaka. Nie musiałam pisać rezerwacji, czekały i nawet było ich więcej niż zakładałam bo zostawiłam 6, zebrałam grubo ponad 10 😁.
Wypad ogólnie trwał 5 h. Około 16 km rowerem, jakieś 7-8 km spaceru. Trzeba się nachodzić mimo że wszystkie miejscówki są mi znane jako grzybowe. Brzózki i stanowisko
koźlaka czerwonego to mój must have każdego roku i nie zawodzi na szczęście, tylko trzeba dobrze trafić a nie zawsze jest czas.
Kań nie zbieraliśmy, mało młodych było, wygląda na to, że są już w odwrocie. Przeciwnie
maślaki, w trawach, młodnikach, przy drogach w różnym stadium rozwoju. Czwartkowy deszcz jednak dużo dał.