Last dance w świętokrzyskiem. Dzisiejszy plan wyglądał następująco - idziemy przed siebie, zwiedzamy nowe połacie lasu, najlepiej bukowego bo on najpiękniejszy jest obecnie. Wycieczka cudowna, 20 km machnięte w tym pierwsze 4 km drogami. Efekt lepszy niż oczekiwania, mój największy kosz (pomierzyłem - 26 litrowy) różnorodności jesiennych, plecak i siateczka. Ok. 200
rydzów, 60 różnych
borowików, kilka kępek
opieniek miodowych i ciemnych i kozaczek dębowy. Reasumując, to już koniec
borowika, zapewne jeszcze jakieś urosną i nawet będzie można ustrzelić novemberusa ale młodych znalazłem raptem
kilka. Maślaków nie ma już,
opieńka w 90% stan sypania zarodnikami, białe połacie zarodników na dużych kępach
opieniek,
podgrzybków nie zbierałem ale to też końcówka w tych lasach. Wysyp mleczaja w pełni, zapewne przyszły weekend to będą ostatki. Znalazłem piękne miejsce z kilkudziesięcioma osobnikami, głównie średniaki. Jednakże rosną miejscami w tym lesie, zebranie większej ilości wymaga znajomości poszycia i szczęścia. Im więcej km tym większa szansa. Acha, znalazłem jeszcze kilka ślicznych
ceglaków - średniaków. Olbrzymy zostały w lesie. Pogoda wczesnojesienna, + 18 stopni, sucho, obuwie wiosenno/letnie - tylko raz wpadłem w błoto. Grzyby w dobrej formie pomimo, że 90%
borowików oliwkowych pod spodem. Panią Tuśkę, Pana Zorro i innych proszę jednak o nie podnoszenie mi ciśnienia, następne tak długie wyjazdy grążą rozwodem a ja nie mam na to ochoty.