Dziś wyspana, bo pobudka o 4.45 😆, irracjonalnie, sluchając pierwotnego zewu (zwu? 😁) łowcy leśnego runa, ruszyłam w las... Jak zwykle, po ciemku, bo przecież inni łowcy grzyby mi wyzbierają 🤣... Witając świt ( słoneczny, różowy i optymistyczny) przez okno w aucie, usiłując go uchwycić na karcie, dobrze nastawiona do czekajacych mnie wyzwań, w końcu w lesie nogę postawiłam... A las sosnowy był, szarawy jeszcze ( jak to wczesnym rankiem)... Mokro było, cicho się zrobiło - jak odeszlismy od drogi... Grzyby były - rozrzucone daleeeko od siebie.... I jeśli wczoraj, w świętokrzyskim lesie,
marudzilam, że jest ich mało, to tu zderzylam się z tym, że jest ich bardzo mało... Ale nie narzekam, w końcu około 40
podgrzybków, 2
koźlarze, 1
maślak zwyczajny, 1 siciarz, 5
rydzów z polany środka - liczyło na to, że ktoś je spotka ( ja 😁) i 4
kurki 😊. Jako, że dzisiejszy wypad grzybowy, zapoznawczy z nowymi lasami był, po zbieraniu w Kluczach, ruszyliśmy w stronę Bukowna. Ale jak to bywa w takich eskapadach staje się koło przydrożnych lasów i sprawdza się ich potencjał 😁. Zatrzymaliśmy się w okolicy Pustyni Błędowskiej... I co? I oczywiście rozlać się musiało... Ja bym nawet dalej łazila, ale małż się zbuntował, zarządził zbiórkę w samochodzie i odwrót... Nawet w Kogutku nie chciał się zatrzymać 😭. Ale co wam powiem, to wam powiem - nigdy, ale to nigdy nie widziałam takiej ilości samochodów zaparkowanych przy lesie 😮, dla mnie 2- 3 samochody na leśnym parkingu to tłok... Jednym słowem, jesteśmy krajem grzybiarzami stojącym...
Jako, że w Krakowie nie padało, odwiedziliśmy jeszcze Puszczę Niepolomicką. Tam, oprócz biegaczy, spacerowiczów sporo grzybiarzy, zapamiętale krążących wokół drzew, brodzących w liściach... Niektórzy nawet jakieś zbiory mieli... My nie znaleźliśmy nic ( słownie - nic). I tak, dwudniowy maraton świętokrzysko-małoplski dobiegł końca.. Za tydzień znów świętokrzyskie lasy... A póki co miłego tygodnia Wam życzę - a tym, co po lasach będą brykać - pięknych zbiorów 😊