podgrzybki,
podgrzybki, do znudzenia
podgrzybki. Plus na osłodę 2
prawdziwki, 3
zielonki, młody
siedzuń i kilka
maślaków pstrych.
Dzień wstał mglisty, smętny, z zapowiedzią popołudniowego deszczu. Wizyta na grobach bliskich profilaktycznie odbyta znacznie wcześniej. Przecież nie będę w domu siedziała, oddam cześć Rodzicom, wędrując po lesie. To była zresztą taka rodzinna tradycja, kiedy zabrakło Ojca, wyciągaliśmy Mamę do lasu, tak na poprawę nastroju. Dzisiaj włoczylam się po lesie razem z Nimi w rozległym masywie pomiędzy Reczem a Kaliszem. Odwiedzane lasy głównie sosnowe. Na początek 2 piękne
prawdziwki na obrzeżu lasu, później już masa
podgrzybków. Trafiłam na miejsce nie schodzone jeszcze, więc mnóstwo już dużych owocników, było z czego wybierać. Niespełna godzina i powrót do samochodu, bo kosz pełny. Oczywiście poczucie niedosytu. Już mam wracać?! Jeszcze się nie nachodziłam 😂 Problem tylko taki, że zabrałam tylko jeden kosz. Normalnie taka gapa ze mnie! Sezon w pełni a ja wybieram się na grzyby tylko z jednym koszykiem! 😂 Na szczęście w bagażniku leżała sobie peleryna przeciwdeszczowa, było więc na co wysypać grzyby. Po tej przerwie wizyta w sosnach po przeciwnej stronie drogi. Tam już sporo grzybów mniejszych, na obrzeżach
czarnych łebków, w mchach i trawach jaśniejszych, na cienkich nóżkach. Napełnienie następnego koszyka zabrało mi jakieś 1,5 godziny. Pochodziłabym jeszcze, potropiła te
podgrzybasy, ale otrzeźwiła mnie myśl o zagospodarowaniu tych już zebranych. Coraz trudniej znaleźć chętnych na przytulenie zbiorów. Całe szczęście, że jeden kosz przygarnęła koleżanka, z drugim sobie jakoś poradzę 😃 Sądząc po wielkości i kondycji grzybów, jeszcze w tym tygodniu można liczyć na całkiem obfite zbiory.