Dzisiaj z nadzieją ruszyliśmy w las. Dwa tygodnie po deszczach, ciepło, zero ludzi. I zonk. 4 lasy i nic jadalnego. Za to wysyp
purchawek. Rosną rodzinami po kilkanaście. Postanowiliśmy jak ostatnio skupić się na siedzuniach. Szału nie było. Znaleźliśmy ich 6. Przy okazji
kozak czerwony i biały i tam gdzie ostatnio 40 kur (nie wliczałam do statystyki). W drodze powrotnej eureka młody prawy zakopany w igliwiu i niemiłosiernie objedzony przez ślimaki. I nagle mnie coś pociągnęło w mały wybrakowany las świerkowy. A tam cudowne na grubych nogach
podgrzybki brunatne. Razem 40 praktycznie w jednym
miejscu. Widziałam młode
kanie i młode
maślaki żółte i co mnie zmartwiło młode
opieńki w świerkach.
podgrzybki w lesie w którym nic nie było od 3 tygodni sugerują że grzyby nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa. No i prawy 😁 Ale te
opieńki 😒 Tak czy siak na pewno jeszcze pojedziemy. Zdążyliśmy przed deszczem 😊 Pozdrawiam 😉