Trzy
prawdziwki, kilka młodych
podgrzybków i kilka
kozaków – ot cały efekt ukradzionego pracom ogródkowym poranka.
Dziś wybrałem się do mojego lasu na poszukiwanie
zielonek. Korzystając z przepięknej jesiennej pogody postanowiłem powłóczyć się, wybierając trasę tak, by odwiedzać piaszczyste wydmy porosłe mchami i borowiną. Miejsc takich jest sporo i wszystkie wyglądają wręcz książkowo, jako siedlisko
zielonek, czy ich szarych kuzynek. Z powyższych powodów i z pośpiechu, omijałem część tradycyjnych terenów grzybobrań. Niestety widać, że grzybów już znacznie mniej niż przed kilkoma zaledwie dniami. Wprawdzie miejscami sporo jeszcze
podgrzybków, ale prawie wszystkie wiekowe, częściowo zasuszone owocniki, choć ktoś bardziej zdeterminowany, wybrałby pewnie część nadających się do jedzenia. Poznikały też
rydze, których minąłem może kilkanaście, gnany złudną nadzieją odnalezienia zielonkowego eldorado. Owszem
gąsek ziemistych sporo przy duktach leśnych, ale ich szlachetnych kuzynek, ani śladu. Źle dopierałem miejsca, czy nie wstrzeliłem się w termin? Trwa wysyp
opieniek, których zresztą nie zbieram. Widziałem kilka, może nawet kilkanaście niewielkich kęp po kilkanaście grzybków obrastających niewielkie pieńki. Pozdrawiam wszystkich grzybochodźców