szerzej:
Darz Grzyb! Czwartek, 11 lipca 2024 roku. Pochmurny poranek w Bukowinie Sycowskiej po burzowej nocy. Dzień wcześniej żar lał się z nieba i powstrzymał mnie przed wyprawą. Teraz jest świeżo po opadach, delikatna mgiełka paruje nad lasami, jednym zdaniem – orzeźwienie zapanowało w najwspanialszej wiosce Dolnego Śląska. Ta wyprawa miała mi dać ostateczną odpowiedź na pytanie, czy sezon jagodowy rozkręcił się, czy jednak w czerwcu przeszła słaba kulminacja i nie ma już co liczyć na zwiększenie się jagodowej podaży runa leśnego? Od ostatniego mojego zbioru jagód w Bukowinie minęły 2 tygodnie, lipiec rozpędził się, a więc za kilkadziesiąt minut wszystko będzie jasne. Na początek postanowiłem sprawdzić miejsca, w których najczęściej zbierałem jagody w czerwcu i które jako jedne z nielicznych wydały większe ilości owoców. Rześki o poranku i mokry las pachniał wyśmienicie. Po południu miało się zrobić gorąco, około 30 stopni C, a więc szybko zabrałem się do pracy i oględzin jagodowych krzewinek. Dzień wcześniej przywaliło +36 stopni C, zresztą od kilku dni było gorąco/upalnie, w środę nadeszła kulminacja fali upałów. Owoce nie lubią takich temperatur, część z nich przesusza się i marszczy. Upały i brak opadów (pomijając późnowiosenne przymrozki) to najbardziej niekorzystne zjawiska dla jagód. Bywały już takie sezony, w których fale upałów i susza, o kilka tygodni wcześniej zakończyły sezon jagodowy. Tak było np. w 2015 roku. Pierwsze minuty oględzin i podskubywania owoców, szybko rozwiały wątpliwości co do rozwinięcia się sezonu jagodowego 2024. Lepiej już było i lepiej niestety nie będzie. Rośnie co rośnie i trzeba zbierać to co rośnie, bo za kilka tygodni już nic nie będzie rosnąć… To tak na początku, ponieważ wrocławski jagodziarz-grzybiarz szybko się nie poddaje i nie zraża. Najpierw w tych miejscach naskubie owoców przez dłuższy czas, po czym pójdzie w leśną zieloną dal i sprawdzi, co w kniei świeci na fioletowo jeszcze dalej od cywilizacji. Póki co jeszcze siedziałem i skubałem. Nie jest źle jak na mizerotę tego sezonu, ale daleko od jagodowej obfitości, panującej tu podczas normalnego sezonu. Tutaj też wyrobiłem największą ilość mojego zbioru, w pozostałych rejonach lasów dorzuciłem niewiele owoców. Dodam, że jagód w Bukowinie jest więcej niż w Sośniach Ostrowskich, które sprawdziłem pod kątem borówek w ostatnim dniu czerwca. Późnym popołudniem efekty w koszyku i wiadrze były przyzwoite, a nawet bardzo przyzwoite, chociaż bez determinacji i leśnego “fanatyzmu” nie byłoby tak pięknie. W zeszłym roku to lipiec był najlepszym miesiącem pod względem jagód (lipiec na Wzgórzach Twardogórskich, prawie zawsze jest optymalny jagodowo), w tym roku najlepszy okazał się czerwiec, chociaż przymiotnik “najlepszy” nie pasuje do słabości tego sezonu. Co więcej, ten sezon (odkąd sięgam w moje notatki prowadzone regularnie od 1988 roku), można nazwać najsłabszym na przestrzeni ostatnich 37 lat. W tym roku osoby zbierające leśne borówki czarne, uświadomili sobie, jak niszcząca potrafi być silna fala przymrozków podczas kwitnięcia krzewinek. Świat grzybowy wyraźnie przystopował po czerwcowych wypryskach. Gorąc, upały, przewaga niedoboru opadów to nie są warunki dla grzybów, których na próżno było szukać podczas jedenasto-lipcowej wyprawy. Sprawdziłem kilka miejsc, w których rosną koźlarze pomarańczowożółte, kurki i poza zmizerniałymi gołąbkami, rozkładającymi się ponurnikami aksamitnymi oraz tęgoskórami cytrynowymi przy drogach, nie znalazłem kompletnie nic. Za to wrzosy wyraźnie pobudzone, również czują pośpieszną wegetację 2024 roku. Czy im też “odbije” i zakwitną o miesiąc wcześniej? Wydaje mi się, że tak. Nie zdziwię się, jak pierwsze fioletowe kwiaty pojawią się na dniach, a może nawet już się pojawiły. Po opadach wrzosy zawsze prezentują się wybornie, świeżo i przepięknie. Tak to już toczy się w tym roku, że kości wegetacji zostały rzucone w lutym i prawdopodobnie nikt ich nie “złapie”, aby przed jesienią okiełznać przyrodniczy sprint. W lasach, które przez dłuższy czas nie były przecinane, runo zostało oblane krystaliczną zielenią drobnych roślin, mchów, paproci i młodych drzewek. Po nocnej burzy, miejscami utworzyły się kałuże, w których woda przybrała mętny, brązowy odcień. Fruwały nad nimi ważki, komary, muchy, a obok nich przechodził ten, który kiedyś jako duch, będzie krążył w tych lasach nocą, a w dzień smacznie drzemał w cieniu jednego z potężnych buków.;)) Po południu chmury rozpierzchły się, zrobiło się gorąco, przy lizawce krzątała się sarna. Udało mi się obejrzeć jej spontaniczne zachowanie przez kilka minut, po czym wiatr zmienił kierunek i natychmiast wyczuła moją obecność. Późnym popołudniem zbliżyłem się do skraju lasu. Trzy brzozy, które witały z rana leśnego włóczęgę w swoich leśnych progach, teraz rzuciły w moim kierunku cień pożegnania, jakby chciały mnie zatrzymać. Do następnego razu “łaciate” siostry! Pozdrawiam leśnych ludzi!;-)
szerzej:
Po 20 kilometrach marszu zebrałem około kilograma kurek. Występują już we wszystkich rodzajach stanowisk - pod dębami, w młodnikach z domieszką brzozy i w starym borze sosnowym. Ewidentnie kluczem nie jest skład gatunkowy czy wiek lasu, ale korzystny układ terenu. Tam gdzie mech był grubszy a teren obniżony, tam były kurki. Dodatkowo pojawiły się gołąbki, które na tych terenach wyskakują raczej w sierpniu. Zatem miesiąc wcześniej-jak wszystko w tym roku.
Wniosek generalnie jest taki, że las jest gotowy do letniego wysypu pieprznika, koźlarza pomarańczowożółtego a może i pierwszych borowików szlachetnych i sosnowych. Brakuje deszczu. Prognozy na najbliższe 120 h dla tego obszaru dają nadzieję na cały cykl opadów (środa, piątek/sobota i niedziela). Jeśli się pojawią a następnie nie nadejdzie tydzień suchych upałów to koło 20 lipc w bory będzie można jechać na kurki a może i coś więcej.
Pozdrawiam wszystkich,
Łukasz.