szerzej:
6.00 w lesie przyjemnie chłodno tylko końskie uprzykrzały spacer za to kleszcza nie spotkałem już dawno chyba im nie służy ta susza i ☀️
szerzej:
Jak z rana się do lasu ubrać- najlepiej byłoby w strój kąpielowy, ale to las i jak najwięcej potrzeba było schować. Tak, że spacer w pięknym cieniu, ale nad koronami i między nimi słońce gdzie mogło tam sobie zaglądało. Niebo bez jednej chmurki i oczywiście już gorąco. Szłam po tych już całkowicie przesuszonych ścieżkach wyjątkowo leniwie. Prawdą jest, że wzrok ku podłożu skierowany. Gorąco- ze ścieżek wygodnych w krzaczory i między drzewa skręcać się mi za bardzo nie chciało. Mogła bym tak przed siebie po prostu spacerować. Ptactwo coś tam do siebie świergoliło, było pod rozłożystymi koronami bardzo miło. Do czasu sielanka sobie trwała, aż gdzieś z daleka olbrzyma między krzakami dojrzałam. A więc jednak skręcić wypadało. Radość wielka- myślałam sobie, że przy takim gorącu one za bardzo na wzrost się nie kwapią, a tu taka niespodzianka. Nieopodal, skrzętnie- między następnymi krzakami - jest i drugi- wielki jak talerz. Pochodziłam i po obwodzie i w kółeczko, ale niczego więcej się nie dopatrzyłam. Dalej na skraju zwału dębowych liści mniejszy, ale piękny okaz wypatrzyłam. Ten wart był dłuższej chwili. Jeszcze w okolicy natrafił się jeden- taki ze średniaków. Obeszłam dość dokładnie teren, ale cóż zrobić- te wyrosły i na tym był koniec. Radość i tak wielka mnie rozpierała. Niedaleko, koło rosnącej samotnie brzózki- piękny młodziutki koźlaczek. Dodatkowo- między tymi dębowymi liśćmi garść kurek mi się trafiła. Wczoraj też znalazłam dwa piękne koźlaki. Jednemu na foto udało się zabłysnąć, a o drugim z foto zapomniałam. Ja w lesie tak bardzo jestem lasem, pięknem jego zajęta, że foto, niestety robię tak od święta. Wiadomo jak trafi się borowik, to sobie o kolejnych czynnościach przypomnę. Spacer piękny, taki bardzo spokojny, taki sam dla siebie, napawałam się nim tak do głębi. Czekam jeszcze na choć malutkie ochłodzenie, deszcz, i tak naprawdę do szczęścia oprócz borowików i koźlarzy- których zbieranie po prostu kocham- nic więcej mi już nie potrzeba- serdeczności z nizin :)
szerzej:
Pogoda cudowna- ni to chłodno ni to ciepło. Można było wyruszyć prawie roznegliżowanym. Słoneczko między sosnami a to sobie wyglądało, a to w większości co innego do roboty miało i się za chmurkami chowało. Spacer, las, powietrze, lekki wiaterek i ja. Bez kosza, bo i na co on, jak do tej pory w tym lesie nic jeszcze z grzybowych nie urosło. Nawet z blaszkowcami kłopot. Przed wejściem, na poboczach, po rowach wypatrzonych 9 pieczarek- te zostawiłam i nawet foto im nie zrobiłam. Ja tam się szykuję na grubego zwierza. Tych akurat nie spotkałam, ale na początku mojego spaceru, wśród szyszek, coś uwagę mą zwróciło. Jest- nóżka twarda- można na kolanka, pooglądać i zaryzykować. Piękny Borowik Pierwszy w tym lesie tego sezonu. Zanim całkowicie zgłupiałam- myślę- one rosną parami- i tu rację miałam. Dwa kroki dalej- następny. Teraz to już nie dróżki, lecz znane mi z borowików miejscówki. Potężna sosna, zawalona szyszkami i innymi gałązkami, a przy niej następny- jak namalowany. Zebrany i dalszy ciąga lasu w obroty biorę. Górka, krzaki, a koło nich, a właściwie i ich epicentrum następny Borowik- pięknie już wybarwiony. Aby je uwiecznić ściółkę lekko odchylam i okazuje się, że to leśne podłoże nie aż tak wysuszone jak na pierwszy rzut oka wygląda- tam jest wilgotno. Jak jest wilgoć to i jest nadzieja. Powędrowałam dalej- już między sosnami, ale w kierunku brzózek- jest jeden jedyny zakamuflowany w zieleni - koźlak. Tak się po lesie wałęsając dozbierałam do sztuk 10. Dobra nasza- nie wiadomo jak długo ten cudowny leśny klimat się utrzyma- ale ja już taka jestem, że żyję chwilą. Ta chwila może w nieskończoność trwać. Spacer rewelacja, grzyby są i to te z najwyższej półki, a jutro co będzie - pewnie znowu las, a który - tego naprawdę jeszcze nie wiem. Serdeczności z nizin :)