szerzej:
.. relaks przed meczem Polska Kolumbia, było całkiem przyjemnie, jest nadzieja na lepsze zbiory
szerzej:
Poobiedni spacer po lesie. Ściólka po deszczach mokra (w trakcie spaceru także padało), pojawiają się trujaki i kanie... wszystko zostawiłam w lesie. Myślę, że coś w końcu ruszy i za parę dni dodam bardziej grzybowy wpis :) Pozdrawiam grzybiarzy i miłośnków lasu.
szerzej:
Darz Grzyb!;)) Sobota, 23 czerwca 2018 roku – całodniowa wycieczka w ulubione lasy. Głównie na jagody, ale także w celu sprawdzenia, co ogólnie w lesie piszczy i jak się mają sprawy hydrologiczne po czwartkowych opadach pochodzenia burzowego. Sprawy mają się bardzo kiepsko. Opady w większości nie dotarły na Wzgórza Twardogórskie, a to, co spadło, należy rozpatrywać w kategoriach dowcipu Matki Natury. Od czwartku, czyli w dniu rozpoczęcia się astronomicznego lata, przyszło spore ochłodzenie, które rozpanoszyło się także w weekend. W ślad za nim napłynęło wiele chmur, z których na Wzgórzach Twardogórskich pada tyle, co kot napłakał. Jedynie widoki letnich krajobrazów przy „jesiennym” niebie prezentowały się znakomicie. Były momenty, że nawet przedzierało się Słońce, jednak ogólnie przez cały dzień dominowała pochmurna i chłodna pogoda. Sporą ciekawostką jest fakt, że po raz pierwszy od 4. kwietnia, chodziłem po lesie w długim rękawie. To obrazuje wielką zmienność naszej pogody. Teoretycznie w czerwcu powinno najcieplej, a nie w kwietniu i maju. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda pięknie, kolorowo i prawdziwie letnie. Jednak w lasach zaczyna się dramat. To wróg, który jest cichy i podstępny, stopniowo pochłaniający roślinom chęć do życia. Rośliny zaczynają wysychać. Więdną i nie dają rady zaczerpnąć swoimi korzeniami wody, której po prostu nie ma. Sytuacja jest znacznie poważniejsza niż w 2015 roku w analogicznym okresie. Jeżeli w lipcu nie przyjdą porządne deszcze, a pogodę zdominują suche, gorące i słoneczne wyże, może być dramatycznie. W 2015 roku, więdnące rośliny obserwowałem w lipcu, w obecnym już na początku czerwca widać było pierwsze symptomy coraz większego deficytu opadów. Nawet pokrzywy nie dają rady. Suszę widać nie tylko po usychających i więdnących roślinach, ale także po opadającym poziomie wody w oczkach wodnych i bajorkach oraz wysychających rowach. To już są pierwsze objawy i wstęp do suszy hydrologicznej, która objawia się m. in. systematycznym zmniejszaniem się zasobów wodnych, zarówno powierzchniowych jak i podziemnych. Sezon jagodowy rozkręcił się na dobre, ale i na krzaczkach jagodowych, coraz bardziej uwidacznia się brak wystarczających opadów. Żeby znaleźć większe gabarytowo jagody, trzeba się trochę naszukać. W miejscach wilgotniejszych, z domieszką trawy i paproci, spotykałem najgrubsze jagody. Ja jednak wierzę w równowagę przyrody i cały czas mam nadzieję, że wraz z tym ochłodzeniem, zaczyna się przemiana w pogodzie, której największym obwieszczeniem będą silne opady. Będąc w nieco nostalgicznym, wysuszonym nastroju, nie zapomniałem o tym, co jest w lesie najważniejsze. A co jest najważniejsze w lesie? – ktoś zapyta. Odpowiedź jest banalna – po prostu być w lesie.;)) W czasie suszy las jest suchy, ale uroku mu nie brakuje. Tętniącego życia, śpiewu ptaków i aromatów z cudownej, leśnej kadzi.;)) Przeżyłem też niezwykłe spotkanie z krukami, które opiszę odrębnie na swoim blogu. Ok. Dosyć marudzenia. Zaklinam pogodę, wywołuję deszcze i trzymam kciuki za normalność pogodową, której ostatnio tak brakuje. Kiedyś musi przyjść korzystniejsza aura dla nizinnej części kraju i najwyższy czas, żeby już przyszła. Pozdrawiam serdecznie! Wersja brutto wpisu pod linkiem: https://www. lenartpawel. pl/w-wysychajacym-lesie. html
szerzej:
Darz Grzyb!;) Sobota, 16. czerwca 2018 roku. Całodniowa wycieczka do Bukowiny Sycowskiej i wielka weryfikacja stanu grzybności w bukowińskich i okolicznych lasach oraz oczywiście sprawdzenie stanu „jagodności” borówkowych krzaczków. Fenologia w tym roku pozostawiła w sprincie najlepszych biegaczy w tyle. Wszystko rozwija się około 3-4 tygodnie szybciej. Mamy połowę czerwca, a widoki, które zastałem w lesie, przypominają połowę lipca. Lipy, robinie, surmie i wiele innych drzew i krzewów pobiło w tym roku rekord jeżeli chodzi o porę kwitnięcia. Ciekawy jestem, kiedy zakwitną wrzosy? Drugi tydzień lipca? Całkiem możliwe. Przyroda „zwariowała” i „wariuje” nadal. Szybka weryfikacja kilku stanowisk grzybowych potwierdziła moje obawy. Mamy coraz poważniejszy niedobór wody i nawet kilkugodzinny deszcz, który przeszedł nad Bukowiną z 29. na 30. maja oraz opady z początku tego tygodnia to zdecydowanie za mało aby grzyby wyskoczyły. W lesie jest tak sucho, jakby nie padało co najmniej miesiąc czasu. Nieciekawie to wszystko wygląda i mam poważne obawy, aby nie powtórzyła się sytuacja z koszmarnego lata 2015 roku. Bukowina i tak ma szczęście, że opady z południa kraju zdołały tu sięgnąć. Zdecydowanie za mało, ale cokolwiek. W sąsiedniej Wielkopolsce są tereny, które nie miały porządnego deszczu od początku maja. Pomijając rozważania braku opadów, Bukowina – jak każdego lata – prezentuje się wzorcowo. „Wsi spokojna, wsi wesoła”. Sielanka i moja Mekka.;)) Po napatrzeniu się na krajobrazy letnich klimatów i nie znalezieniu ani jednego prawdziwka, sprawdziłem kilka miejsc na koźlarze, kurki i borowiki ceglastopore. To podstawowy asortyment pierwszych, jadalnych i najczęściej zbieranych grzybów na tych terenach. No i borowików usiatkowanych. Nic. Mniej niż zero. Ani jednego grzyba. Jedyny grzyb w lesie to ja.;)) W końcu postawiłem wszystko na jedną kartę. Grzybiarze z Małopolski czy Podkarpacia koszą grzyby jak zwariowani (przywileje opadowe robią swoje), a nawet u nas w górskich terenach Dolnego Śląska. A niziny? Jak to niziny. W bezgrzybnym ogonie… Poszedłem w aleje brzozowe. Są to jedne z najlepszych miejsc na koźlarze pomarańczowożółte w bukowińskich lasach. Jak tam nic nie rośnie to można praktycznie odtrąbić koniec grzybobrania. Chociaż trębacz ze mnie żaden, to – po sprawdzeniu uroczych alejek – odtrąbiłem koniec grzybobrania, które nawet się nie zaczęło. Jak tak dalej pójdzie to do września o grzybach będzie można tu pomarzyć. Za to można się „cieszyć” suchą, słoneczną i gorącą pogodą… Niech to gęś kopnie!!! „Ceglastopore” buczyny suche na pieprz i kompletnie bezgrzybne. W ogóle ciężko znaleźć jakiegokolwiek grzyba. Nawet z hubami jakby bardziej krucho. Znalazłem wyłącznie dwa gołąbki i usychającą żagiew. W zeszłym roku, w połowie czerwca nakosiłem koźlarzy pomarańczowożółtych. W tym roku zbieram kilometry. Dobre i to.;)) Na koniec zostawiłem kilka zdań o owocach leśnych – przede wszystkim jagodach i malinach. Kwiecień zapowiadał wyjątkowy sezon. Jagodniki kwitły niezwykle obficie, roztaczając wizję super sezonu. Jednak przedłużający się brak wystarczających opadów, odsuwa tą wizję. Jagody dojrzewają bardzo szybko, ale wielkością nie powalają. Największe można znaleźć w mocno zacienionych miejscach, przy większej ilości wilgoci. Na stanowiskach bardziej suchych i słonecznych są małe, a niektóre już zaczynają się marszczyć, co oznacza, że jest po prostu za sucho. Nie wiadomo, co pogoda przyniesie w lipcu i dlatego trzeba zbierać to co jest. A zapowiadało się tak super… Przypuszczam, że w górach będzie znacznie lepiej z uwagi na większe opady. Jest też sporo malin. Ich zapach, smak i aromat nie ma sobie równych. Kwitną też jeżyny, a na niektórych, wcześniejszych odmianach już zawiązały się owoce. To wszystko powinno mieć miejsce za miesiąc. Wszystko jest przyśpieszone, pewnie tylko grzyby będą opóźnione. Oj ponarzekałem ja sobie. W końcu narzekanie to nasz „sport” narodowy.;)) Pozdrawiam wszystkich cierpliwych i niecierpliwych grzyboświrków.;-)
szerzej:
Witam brać grzybomaniaków. Spacerowo po lesie... nie spodziewałam się, że znajdę grzyby. W lesie gdzieniegdzie stojąca woda we wgłębieniach na drogach. Coś zaczyna ruszać pojawiają się już grzyby trujące... co jakiś czas coś mi głośno bzyczącego przeleciało koło ucha - szerszeń, sporo ich brrr... na dodatek upierdliwe skrzydlaki wbijające się jak kleszcz też dają już o sobie znać... Ze spacerku wyniosłam z lasu 1 prawdziwka olbrzyma po pokrojeniu bez mieszkańców ( jeden spory sznur) do tego 4 okazałe ceglastopore. Zapach w domu ech... szkoda, że nie możecie tego poczuć... Tym samym sezon grzybowy 2018 uważam za otwarty. Pozdrawiam
szerzej:
Ten sam las, te same miejsca, ta sama droga i... grzybki te same. Obok siniaków trafiły się dwa żółtopore. W jedno miejsce miałem nie iść bo to środek lasu i nic tam nie było ostatnio a i deszczu tez w ogóle nie spadło a to miejsce okazało się najlepszym. Pojawiły się muchomory a to dobry znak ni i jeden usiatkowany, ale cały zaczerwiony.
szerzej:
Witajcie
Dzisiejsze wyjście nie było planowane, tak naprawdę to dopiero w niedziele planowałem z kolegą rozpocząć sezon od wyjazdu w góry do Czech.
Na szczęście szczęśliwy splot zdarzeń sprawił że już dzisiaj po 15:00 zawitaliśmy w lesie. Za nim jeszcze udało się dojechać pod las to po drodze była podwózka miejscowego autostopowicza. Od razu wypatrzył koszyk w aucie i już podczas drogi zrobiło się optymistycznie - pozdrawiam.
No ale do rzeczy.
W lesie jesteśmy o 15:00 w koło spokój i bez „szaleńczych” tłumów które pamiętam jeszcze z kulminacji jesiennego sezonu. Spokojnie sprawdzaliśmy pobliskie miejscówki i już pojawiły się jakieś pojedyncze sztuki, następnie ruszyliśmy w lasy liściaste (z przewagą buk, dąb) tu już zrobiło się chwilami lekkie szaleństwo jak w szczycie sezonu:-). Z grzybów to praktycznie same borowiki usiatkowane, koledze udało się znaleźć jeszcze kozaki. Gdy już nie co nazbieraliśmy grzybów postanowiliśmy odwiedzić stanowiska w iglastej części lasu. Tam niestety nic się nie dzieje, a przy najmniej my nic nie dostrzegliśmy. Sprawdzić trzeba było bo sumienie nie dało by spokoju, a nóż jakiś grzyb tam został:-). Powróciliśmy więc na liściaste stanowiska i dalej nie mogliśmy się nadziwić ile tych borowików powyskakiwało. Ściółka niestety sucha i widać to po liczbie grzybów z lokatorami, ślimaki też swoje podjadają.
Pozytywnie zaskoczeni i zadowoleni zakończyliśmy grzybobranie chwile po 17, brakło miejsca w koszyku a nie nastawialiśmy się nawet że dno zakryjemy. Po ostatecznej selekcji można spokojnie napisać że około 30-35 na godzinę chociaż grzybów było więcej.
W tym roku wyjątkowo szybko rozpoczynam to może i ponownie będzie wyjątkowo pozytywny sezon…. Czas pokaże.
Do usłyszenia i udanych grzybobrań dla Was.
Ps. muszę przetestować nowe funkcjonalności przygotowane przez Admina, zmiany chyba na PLUS.
szerzej:
Darz Grzyb!;-) 30 maja 2018 roku. Wycieczka zwiadowcza do Bukowiny Sycowskiej. Kolejny raz potwierdza się moje przypuszczenie, że żadne mapy sum opadów w pełni nie odzwierciedlają sytuacji na sto procent w realu. Na Wzgórzach Twardogórskich porządnie padało w nocy z wtorku na środę, czego na mapach za bardzo nie widać. Jakże się cieszę, że bukowińska, spragniona i wysuszona ziemia otrzymała zbawienną porcję opadów. Plan wycieczki obejmował, m. in. sprawdzenie kilku dobrych miejscówek grzybowych, które w tym dniu były kompletnie bezgrzybne. Gdy wysiadam na stacji w Bukowinie, przenoszę się jakby do innego świata. Zgiełk, wrzask, miejski pęd gdzieś uciekają w siną dal. Zamiast wątpliwych atrakcji mieszczańskich, otrzymuję śpiew ptaków, szum drzew, zapach pól i łąk oraz kojące widoki. I smrodek z pobliskiej chlewni.;)) Tak od ponad 30 lat. Ile razy Bukowina nauczyła mnie rozwagi, szacunku i pokory? Czasem burzą pogoniła, czasem upałem wychłostała. Nieraz zimnem zaskoczyła lub gęstą mgłą spowiła. Ale też grzybami i jagodami obficie obdarowała, a teraz – kiedy stałem się Treehunterem pełną gębą, odkrywa przede mną najpiękniejsze okazy drzew, jakie cudem zdołały się tu zachować. I nie byłoby może w tym wszystkim czegoś specjalnego czy niesamowitego, gdyby nie to, że nie potrafię spojrzeć na Bukowinę obiektywnie. Że to jedna z tysięcy podobnych wsi na terenie naszego kraju. Jak każda – z sołtysem, mieszkańcami, polami, domami i lasami. Nie potrafię przyjechać tu o tak po prostu. Na kolejną wycieczkę. Każdy przyjazd do Bukowiny to święto, ezoteryczno-duchowa uczta i poczucie jedności z przyrodą, którą człowiek co raz bardziej niszczy i zaśmieca. Chociaż uwielbiam chodzić po wszelkich lasach – od Borów Dolnośląskich po Kotlinę Kłodzką. Od Puszczy Rzepińskiej do Mazur. To jednak moje korzenie są tu. W Bukowinie. I gdybym stanął przed wyborem spędzenia ostatnich dni w dowolnym miejscu, wybrałbym Bukowinę. Bukowina jest jak najpiękniejsza baśń, której nigdy do końca nie odkryjesz, ale przez całe życie będziesz odkrywać. Jakiś czas temu mój znajomy przejeżdżał przez Bukowinę i napisał do mnie, że „to całkiem miła i ładna wioska”. Bukowina rzuca czar stopniowo, latami. Wiele ludzi nigdy go nie doświadczyło. I nie doświadczy. Tylko otwarcie duszy i emocji na piękno Bukowiny i jej magiczne „to coś”, otworzy drzwi do nieskończoności jej oblicza. Bukowina to dla mnie natchnienie i podróż pomiędzy snem a jawą. Miejsce medytacji, wyciszenia i osiągnięcia wewnętrznego spokoju. Podczas mojej ostatniej w maju wycieczki, Bukowina nie dała mi grzybów przez suchotę ostatnich tygodni. Ale za to otrzymałem dzban wrażeń, beczkę duchowego natchnienia i hektolitry piękna, wylewającego się z każdej strony lasów. Szedłem po dywanie bukowych liści z zeszłego roku. Czy czułem się jak król? Absolutnie nie. Jestem skromnym człowiekiem, który z dystansem i pokorą podchodzi do samego siebie. Chociaż nie jestem królem (i bardzo dobrze bo to niewdzięczna funkcja);)), miałem królewskie widoki i monumentalną, duchową aurę lasu wokół. Przechodziłem przez królewski dwór przyrody, gdzie strażnikami były mrówki a rycerzami drzewa. Bukowina wlała we mnie natchnienie, które będzie się stopniowo wylewać wraz z kolejnymi relacjami z bukowińskich wycieczek. Serdeczności!;-)
szerzej:
Prawie ta sama droga i te same miejsca co tydzień temu. Poszedłem jeszcze troszkę dalej, ale tam nic nie rosło. 4,5 godziny w tej spiekocie w lesie. Ręce wysmarowane olejkiem do opalania, taki test na strzyżaki, na razie nie jest żle. Na kleszcze tylko coś z permetryną np preparat HAPPS na pchły i kleszcze. Tak teraz robię ze spodniami (końcówka filmu), bo gdy były włożone w skarpetki to kleszcz spadając lądował mi w bucie. A koszulkę (90% bawełna i 10 elastan) kupiłem XXL a ta się okazała o wiele mniejsza, ale za to idealnie przylega do ciała, dobra na strzyżaki, bo wiadomo kleszcze z drzew nie spadają. Kleszcz na górę powyżej pasa powędruje z dołu pospodniach albo po ręce gdy zbieramy grzybki.