Na zakończenie sezonu musi być grzybobranie. Choćby symboliczne. Wyszło nawet przerobowe mimo porannego minus dwa... Taki koszyk świętomarcinowy. Głównie
podgrzybek. Sporo go jeszcze i to w każdym stadium. Obok wciąż wychodzących maluszków ciemnogłowe wyrostki na grubych nogach. Ale i wielkie matuzalemy pamietające początek wysypu. Duża domieszka pstrych
maślaków. Te nie tak liczne jak u Yagi ale dorodne. A z ponad 20 znalezionych
borowików po dokładnych oględzinach zabrane 7. W tym cztery całe i trzy głowy. Poza borowikami zdrowotność dobra, tylko te ślimaki...
W tym kompletnie nieprzewidywalnym i nieoczywistym sezonie jedno było bardzo przewidywalne i oczywiste: dziś był najlepszy dzień na zamknięcie sezonu. Wybrałem takie szczególne znane mi miejsce w głębi lasu gdzie mogłem mieć ciszę. I dwa w jednym. Po jednej stronie leśnej drogi piaszczysta wydma porośnięta lasowrzosem. Na niej stada
gąsek (mam),
sarniaków (nie zbieram) i od czasu do czasu
borowiki. Głównie robaczywe. A po drugiej starszy, mszysty bór z młodym podrostem. W nim
podgrzybki. A pstrym wszystko jedno. I tu i tu. Lasy wyglądają jakby to miało trwać i trwać... Ale kalendarza się nie oszuka. Teraz pozostaje obrobić ostatnie grzyby sezonu i zacząć sobie układać podsumowanie.