Początek jesieni, średni koszyk a w nim 50
prawdziwków, 6 sztuk
rydza, kilkanaście
podgrzybków, kilka maślaczków, kilka młodych kozaczków. Zdaje mi się, że to ostatni tegoroczny pełen koszyk
borowików. Wychodzony, każdy krzaczek obejrzany, młodych grzybów niewiele, sporo średniaków i kilka dużych w tym kilka po 0,5 kg i jeden 810 gram. Nie byłbym sobą gdybym nie polazł w dziwne miejsca a potem 1,5 godziny łażenia bez grzyba. Samochodów sporo, jako że ja się zameldowałem o godz. 11, to zbierałem w ciszy. Buty dzisiaj suche:-)
Łza się w oku kręci, ostatnie trzy wyprawy były przepiękne, cisza, grzybów trochę, to było prawdziwe szukanie.
Prawdziwki bajecznie wyglądały a zimna aura pozwoliła im osiągnąć duże rozmiary. Tyle człowiek czeka i już, zapewne wpadnę już niedługo polatać za mleczajami, jakiś
prawdziwek może wpadnie. Wynik jednak niepewny bo harwestery przeorały najlepsze miescówki. Kiedyś leśniczy pilnował przy wycince każdej jodełki podobno. Teraz przy okazji wycinki jednego dorodnego buka dostajemy zorane runo leśne i połamane wszystkie młode drzewka dookola. Piniądz się liczy, tylko piniądz a każdy chce mieć piękne bukowe blaty czy meble. Dobrze, że najlepsza miejscówka na
borowiki jeszcze nie pokropkowana na pomarańczowo.☹️☹️🙃 Nic to, może kiedyś ktoś zacznie myśleć o równowadze w tym temacie, tniemy ale i szanujemy okolicę, bo to przecież lasy gospodarcze ale i też nasze lasy, Państwowe podobno.