Wczoraj, pod wpływem niepomyślnych prognoz pogody i z potrzeby znękanego serca poszedłem do lasu. Cisza i spokój, jakich doświadczyłem w tym błogosławionym miejscu, całkowicie wynagrodziły mi trud porannego wstawania, po nieprzespanej nocy. Trudno opisać sytuację jaką zastałem pod względem grzybobrania. Grzyby bardzo rozproszone, maksymalnie po 3 sztuki, a najczęściej pojedyncze, ale w większości młode i zdrowe. 4
prawdziwki i reszta
podgrzybków - w sumie - pół koszyka. Całkowity brak kozaków, a co gorsze
rydzów. Może za kilka dni... Pozdrawiam grzybochodźców :)