Na całym Śląsku i nie tylko euforia grzybowa, a ja postanowiłem wyluzować i pojechać z rodziną na wycieczkę w górki. Może się ktoś nie zgadzać, ale trochę mnie to zaczęło męczyć, cały ten hałas i zamieszanie, setki doniesień i setki
prawdziwków. A góry mają to do siebie, że są szlaki zalane turystami i są nie-szlaki, gdzie nie uświadczysz żywego ducha. I tak było dzisiaj w Beskidzie Małym, ogólnie wycieczka szlakiem, ale powrót do auta na skróty. Dwie godziny bezmiernego szczęścia, błoto, krzaki, zadyszka i zmęczenie, w koszu rozmaitości, a nie tylko
prawdziwki przysypane prawdziwkami.
Mniej więcej po tyle samo (10-13 sztuk)
prawdziwków,
ceglasi,
podgrzybków różnych gatunków,
kolczaków rudawych i 3
kanie z łąki. Na łące kwitną już dziewięćsiły, ale nie zrobiłem fotki, nie było ładnych. Ludzie, którzy wybrali się stricto na grzyby, mieli pełne kosze.