Miejscówka ta, co zwykle. Niedawno zastanawiałam się jeszcze, co znaczy "efekt wyzbierania", a dziś miałam go w realu i nawet się ucieszyłam, bo po pierwsze primo: weszliśmy w las, który wcześniej jakoś mnie nie zachęcił i nazbieraliśmy ślicznych
zajączków, a po drugie primo: można było połazić, pocieszyć się każdą sztuką. Efekt ilościowy: 29 brunatnych, 17
zajączków, 2
kozaki, trzy garście
ucha bzowego. Natomiast królewnami dzisiejszego dnia zdecydowanie są gąsówki (
Lepista nuda), na widok których aż zapiałam z zachwytu :) Od niedzieli grzyby już rozdaję, ale gąsówki i ucho moje, moje, moje!
Pogoda piękna, w lesie mało grzybów (i ludzi). Myślę, że następny "wysyp" dopiero za kilka dni, może bliżej wtorku-środy, jeśli prognozy (ciepło) się utrzymają. Z tego, czego nie brałam dziś do domu: sporo
kani, młode i bardzo młode
opieńki, sporo
gołąbka wybornego.