Wszyscy grzybiarze dzisiaj samochody skierowali w różne strony, i kierunek- za miasto- byle jak najdalej. A tam parkingi w szwach pękają- byłam tydzień temu i widziałam. Ja natomiast spokojniutko, nie bladym świtem jadę w moje miejscówki w Poznaniu. Niby w granicach miasta, ale i tak nieziemski spokój...…………………..
Ranek jak na cudną jesień przystało- mokrusieńki, w rosie skąpane wszystko dookoła. Temperatura wysoka, aż + 13 st. Wiatr zapomniał o moich nizinach i dzięki mu za to, bo tam gdzie grasowałam, gdyby sobie troszkę powiał, to jak zmokła kura bym całkiem wróciła. Plan był prosty jak drut. Są
maślaki na bank, a więc na
maślaki. W spokoju, bez konkurencji, bez dodatkowego tankowania i nadrabiania kilometrów. Na pierwszy ogień poszła sobie taka moja maleńka miejscówka. Zaglądam tam, bo
borowiki jak są, to czasami je tam zbieram. Dzisiaj, jak pokonałam pierwsze krzaczaste przeszkody, jak w bajce, ukazał mi się pierwszy, dostojny, wyrośnięty, z wybarwioną pięknie główką-
BOROWIK. Jak go zobaczyłam, tak się ucieszyłam, że nie mogłam fotki zrobić. Ręce z zachwytu i wrażenia drgawek jakiś dostały. Chwila minęła, a obok następny i następny. Rosły sobie prawie, że w szeregu. Tak wyzbierałam pierwszą dziesiątkę. Następne miejsca kozakowe zahaczyłam- a wszystko po drodze na
maślaki. A tam moje ukochane w wielkiej obfitości. Nie powiem, że zbiory do najłatwiejszych należały. I po kolanach musiałam je wyłuskiwać, i wyszarpywać z objęć młodych sosen. Prawie kaptur od kurtki bym straciła. Oczywiście i bez wiatru po slalomie wśród tego drzewostanu calusieńka byłam mokra. Ostatnio do wilgotności odzienia w lesie zdążyłam się przyzwyczaić. W kozakowych miejscówkach to i
kozaki w przeogromnej ilości
maślaki. Od maleńkich mikrusów do wielkich patelni. Ponieważ obłowiona byłam w
borowiki i
kozaki- z żalem- ale
maślaki szerokim łukiem omijałam. Mam rozum. Pozbierać to jedno, przywieźć, to drugie, ale oczyścić i przetworzyć toż to zupełnie jest inna bajka. Gdybym je zbierała, to w pół godzinki dwa czubate kosze. Ja natomiast z lasów przetaszczyłam ok 4 kg, i na to się składa 29
borowików, 39
koźlarzy, oraz ok 60
podgrzybków. Radocha na całego. W tym sezonie jeszcze tylu
borowików zebrać mi się nie udało. To był ten cudowny pierwszy raz...………. Oby nie ostatni. Serdecznie Was wszystkich z grzybnych nizin pozdrawiam :)