Jest w dolinie Wilczego Potoku jedno szczególne miejsce. Schodzą się w nim trzy krystaliczne strumienie: pierwszy spływa ze wschodu, głębokim, cienistym i wilgotnym wąwozem spod Smerekowca. Z południa ze żródła pod Jawierznym, kamienistą doliną wodospadów niesie swoje wody druga krynica, a z zachodu, dołącza do nich trzecia struga z podmokłego, grząskiego zbocza Gościejowa. Spotykają się na niewielkiej, niemal „kieszonkowej” polance z dziurawą, drewnianą starą kładką i ławą, na której, w cieniu, można nacieszyć się górskim lasem. Tam na szerokim siedzisku, był czas na odpoczynek, na „małą czarną „ przyniesioną w plecaku. I jeszcze mniejsze co-nie-co. Nigdzie, nawet u Juliusa Meinla we Wiedniu kawa nie ma takiego smaku i aromatu jak tam, wśród buków, nad strumykami. Po drugim łyku arabiki Tazok nachylił się do mnie i pokazał z usmiechem na dziurawy mostek. Na drugim brzegu potoku rozpychał się pod próchniejącą deską całkiem słuszny
borowik na grubej nodze, a że miejsca nie było zbyt wiele, mógł spod niej wystawić tylko część kapelusza. Patrzyłam na te dziwy natury przy ledwo słyszalnym szeleście liści i szemrającej wodzie trzech strumieni, myśląc sobie w duchu: „chwilo, trwaj „. Takie właśnie zjawiskowe potrafią być Beskidy. A
borowik ? - Dołaczył do gromadki wcześniej zebranych
prawdziwków,
rydzów i całej masy ślicznych, zdrowiutkich
ceglasi. Pozdrowienia – Sznupok