(1/h) Czubajki kanie w jednej miejscówce - około 15 sztuk. Pozostała część lasu sucha i bezgrzybna, ale dopisały jagody, chociaż jest ich coraz mniej. Bez porządnych opadów, sezon jagodowy zakończy się za 2-3 tygodnie. Pojawiły się za to smaczne jeżyny. Szczegóły niżej.;-)
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Darz Grzyb!;-) Sobota, 7. lipca 2018 roku. Imieniny miesiąca. Gdzie najlepiej świętować? Oczywiście w lesie. Pogoda do leśnej wycieczki wyśmienita. Napływ chłodniejszego powietrza z północy powoduje odczucie komfortu termicznego. W cieniu rześko i bardzo przyjemnie. Na pełnym Słońcu ciepło, ale nie gorąco, jak podczas napływu dusznych, zwrotnikowych mas powietrza. W imieninowy dla lipca dzień, przy błękicie nieba, Bukowina po raz kolejny zadziałała jak narkotyk. Bardzo uzależniający i bardzo zdrowy w przeciwieństwie do „ludzkich” narkotyków. Potęga nieskończoności natury tkwi w jej ciągłej zmienności. Bo czy docenilibyśmy piękno lata, biel zimy i barwy jesieni, gdyby trwały cały czas? Nie. Świadomość przemijania jakby nakazuje nam zachwycać się chwilą, która już się nie powtórzy. Zadziwiające jest to, że jeszcze nie ochłonąłem po emocjach z górskiego grzybobrania z Andrzejem i widokach, które mieliśmy podczas wycieczki, a już byłem „na głodzie”. Tak. Przyznaję. Jestem uzależniony od lasu. Bez względu na natłok spraw życia codziennego, ciągle myślę, kiedy i gdzie wyskoczyć do lasu. Leśny „narkotyk” działa krótko. Po powrocie do Wrocławia, zaczynam odczuwać leśny głód…;)) Dojrzewają jeżyny. Szybciej niż zwykle. Za tydzień z hakiem można przyjechać na ich zbiór. Może się wybiorę. Sok lub wino z leśnych jeżyn to niebo w gębie. W przypadku tego drugiego jest jedno ale. Jedna wada. Za szybko „paruje”.;)) Jeżyn w Bukowinie nie brakuje. Uwielbiają skraje lasów, miedze, a nawet środek lasu, gdzie wybierają miejsca oświetlone, najczęściej przy ogrodzeniach szkółek leśnych. Pod koniec czerwca i na początku lipca coś tam popadało w Bukowinie. Jednak patrząc na wysuszoną ściółkę, byłem skrajnym pesymistą, jeżeli chodzi o grzyby. I ponownie muszę wrócić tu do tego, co napisałem na końcu relacji z górskiego grzybobrania z Andrzejem o „zaskakiwalności” lasu. Jedna miejscówka. Enklawa „kotletowa”. Czubajki kanie. Kilkanaście sztuk. Zdrowe. Skąd się tu wzięły? Na skraju bardzo gęstego młodnika sosnowego. Czy ktoś je podlewał? Byłym nie mniej zaskoczony jak w czwartek górskimi prawdziwkami. Kiedy piszę te słowa, kanie już dawno „poległy” na rodzinnym obiedzie.;)) Pierwsze kaniuchy w sezonie są najsmaczniejsze. Na dokładkę znalezione w czasie, kiedy złamanej olszówki się nie spodziewałem. Nie powiem, nakręciłem się tymi kaniami na maksa. Od razu wizja ukrytych koźlarzy lub prawdziwków w znanych miejscówkach, stanęła mi przed oczami. Z jednej strony nastawiłem się na jagody. Z drugiej – pomyślałem. Kurcze – do grzybowisk tak niedaleko. No jak, po takim znalezisku nie depnąć to tu, to tam… Od razu napiszę, że nie znalazłem ani jednego koźlarza, kurki, maślaka, prawdziwka lub podgrzybka, bo te gatunki najczęściej rosną w tych miejscach. Za to odnalazłem coś innego. Coś, czego nie da się opowiedzieć i opisać żadnymi słowami. Żeby to poczuć i zrozumieć, trzeba tędy przejść. Prostymi słowami napiszę. To taniec brzóz na tle błękitu nieba. Nie jest to walc. Ani cha-cha, flamenco, salsa, polonez czy tango. To hybryda wszystkich stylów. Partnerami są gałęzie brzóz i wiatr. Sceną błękit nieba. Entuzjastą i koneserem – ja. Na fotkach nie widać tańca. Ale wierzcie mi na słowo. Szum tańca gałęzi brzóz na tle letniego nieba to jeden z najpiękniejszych epizodów ciepłej pory roku.;)) Są takie chwile i miejsca, gdzie nie potrzeba żadnych słów. Byłem tego świadkiem, a zdjęcia są tylko poszczególnymi kadrami z arcydzieła przyrodniczego przygotowanego przez las. Darz Grzyb!;)) https://www. lenartpawel. pl/bukowinskie-lato. html
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Darz Grzyb!;-) Czwartek, 5. lipca 2018 roku. Wycieczka w najbardziej zapomniane zakątki dolnośląskich terenów górskich celem poszukiwania grzybowej nadziei w związku z coraz większą suszą, obejmującą swoimi wysuszonymi łapskami ponad 70% kraju. Przed jej mackami, dzielnie bronią się tereny południowej Polski, które najczęściej zasilane są przez życiodajną wodę. Postanowiłem razem z Andrzejem – specjalistą od górskich grzybobrań i nie tylko, wyruszyć na wycieczkę, aby osobiście przekonać się, że w czasie suszy nie tylko szosa jest sucha, ale odpowiedzieć na pytanie – czy konsekwencja, upór, determinacja i prośba skierowana do lasów dadzą efekt w postaci pierwszego w tym roku w moim przypadku zbioru grzybów? Andrzej zawsze powiada: „Jak są grzyby to je znajdę”. Już wiele razy przekonałem się, że to prawda. Tereny podgórskie i górskie tym różnią się w tym roku od nizinnych, że są znacznie bardziej zielone. Nie ma w nich wypalonej słońcem trawy i widoków, które przerażają rolników i sadowników. Tam zawsze coś z konwekcji popada lub znad Czech przypełznie/zahaczy jakiś front. Opadowo góry zawsze wygrywają z nizinami i mają prawo „chodzić” ze szczytami w chmurach.;)) Ale skłamałbym mówiąc, że jest super. W górach niedobór opadów też jest zauważalny w przesuszonej ściółce i w coraz mniejszej ilości wody płynącej w potokach. Wyjeżdżając z Wrocławia, czuliśmy, że emocji nie zabraknie. Górskie lasy zafundowały nam ich moc i ogrom. Jak to już w leśnym stylu bywa – stopniowanie tych emocji następuje pomału z sinusoidalnym przebiegiem całego procesu. Na początku oczywiście rozgrzewka w postaci hub. Huby u większości grzybiarzy nie budzą jakichś szczególnych emocji, ale las – dzięki nim – daje nam sygnał, że grzyby są. Nieważne, że nadrzewne. Miejcie świadomość, że jesteście w lesie, w którym po prostu są grzyby. Co z tego, że huby. To nie grzyb? No przecież grzyb. Nie ma wątpliwości.;)) Patrzymy na ściółkę i… grzyby też są. Nieważne, że muchomorki. Czyli jest już dobrze. Widzimy grzyby zarówno na drzewach, jak i na ściółce. Zatem – pomimo, że jet sucho grzyby są. Można je spotkać, obejrzeć i sfotografować. Wiadomo – człowiek rozmyśla o innych gatunkach, ale las myśli inaczej – „chcieliście zobaczyć grzyby? No to macie. Nikt mi nie mówił o przygotowaniu dla Was ekstra oferty gatunkowej”.;)) Mało tego. Nie dość, że są grzyby, to jeszcze mamy różne ich gatunki. Teraz to już jest wspaniale. Mamy grzyby na drzewach. Mamy grzyby na ściółce. No i mamy zróżnicowanie gatunkowe. Tylko… No właśnie. Co z tego, skoro koszyki nadal puste.; (( Las „dziwi się”. „Chcieliście grzyby? Przecież Wam je daję. A to, że ich nie zbieracie to już nie mój problem”. Wtedy zaczęliśmy rozmawiać o gatunkach, które chętnie chcielibyśmy znaleźć i zabrać ze sobą. Gawędzimy o podgrzybkach, o prawdziwkach i wspominamy czar sezonu 2017 roku. Przyglądamy się m. in. pierwszemu znalezionemu krowiakowi aksamitnemu, którego „przerobiono” na ponurnika aksamitnego. Szczerze mówiąc, to spotykam bardziej „ponure” gatunki.;)) Jest też grzybiec purpurowozarodnikowy i chyba jakaś kolczakówka. Super. Ale to też nie nadaje się do koszyka. Grzybca niektórzy wcinają, ale my nie. Dalej gawędzimy o grzybach, żyjemy wspomnieniami, ale mimo to głowy obracamy to na lewo, to na prawo, łypiąc oczami po ściółce, bo może gdzieś, coś się wykluło z tych gatunków, których szukamy. Las żonglował naszymi emocjami coraz mocniej. Dał nam pierwsze podgrzybki, które w tych suchych warunkach to jak wygrana w totka. To jeden z podstawowych symboli grzybowej jesieni, tyle, że znaleziony na początku lipca.;)) Grzybki trochę wyrośnięte, ale twarde i zdrowe. Wytrzeszcz naszych oczów został poważnie zintensyfikowany przez to znalezisko.;)) Las zachęcał nas podgrzybkami do dalszych poszukiwań i stopniowo wkręcał nas w spiralę emocji, których ilość była wprost proporcjonalna do osiąganych wysokości po górskich stokach. Im wyżej wchodziliśmy, tym bardziej wzrastała atmosfera oczekiwania i grzybowego napięcia. Las robił to w intrygujący i wyrafinowany sposób, co jakiś czas „podrzucając” nam goryczaki pomiędzy podgrzybkami.;)) Niektóre z nich były bardzo podobne do podgrzybków lub prawdziwków, co jeszcze bardziej nas wkręcało w poszukiwania ukrytych w najgłębszych zakamarkach lasu grzybasów. Bierny obserwator miałby z nas niezły ubaw. Znaleźliśmy też młodsze podgrzybki, co wlało w nas kolejną porcję adrenaliny. Skoro są młode grzyby, to tym bardziej trzeba rozważnie chodzić żeby ich nie przegapić lub nie rozdeptać. Jak podgrzybki potrafią się „chować” przed grzybiarzem, wie każdy, kto je chociaż raz zbierał. I w końcu trafiłem na swojego pierwszego borowika szlachetnego w tym sezonie. Młody, „zakopany” w ściółce z połyskującym, brązowym, wystającym kapeluszem. Piękny, młody i zdrowy. Teraz to dopiero zaczęliśmy wytrzeszczać oczy. Ale las nadal robił swoje i postanowił nas nieco ostudzić… Po znalezieniu kilkunastu podgrzybków i prawdziwka, przez dłuższy czas nie mogliśmy nic znaleźć. Zaczęliśmy wchodzić jeszcze wyżej, na pułap mniej więcej 550-600 m n. p. m. Lasy piękne, wszystko ok., ale grzybków nie ma. Do czasu. Przechodzimy obok niewielkiego duktu, a tam w dole, wśród trawy – TRACH! prawdziwek jak 150.;)) Trafił się okaz! Zdrowy i jak malowany. Sesja fotograficzna w pełni i myśl, co będzie dalej, wyżej, głębiej? Odezwały się w nas instynkty grzybożerców i grzybofili.;)) Jak taki prawdziwek potrafi wydobyć z człowieka uśpione pokłady energii! Nagle nie straszne nam gorąco, strzyżaki, kleszcze i muchy. Jak nowo narodzeni ruszamy dalej!;)) Trafiam jeszcze na piękny okaz podgrzybka, rosnący blisko pniaka sędziwego świerka. Niezłe porównanie wielkości grzyba i drzewa a sam podgrzybek – pierwsza klasa jakości konsumpcyjnej i nieskazitelna uroda. To był jednak tylko przedsmak i wstęp do szaleństwa, które rozpoczęło się w pewnej, dosyć gęstej i zwartej buczynie…;)) Las wyłożył na „stół” najlepsze karty, znacznie silniejsze od asa i jokera. Ich skład to najpiękniejsze prawdziwki. Jakimś cudem zachowane przed suszą, wyłożone przed nami z leśnego skarbca – przechowalni leśnych diamentów, pereł i szmaragdów. Gdy zobaczyliśmy tak wspaniałe grzyby, wpadliśmy w pozytywne mega-osłupienie.;)) Miejscówka ta, która dała nam tyle grzybowej radości, ukryta jest głęboko w górskich lasach, z dala od szlaków i dróg. Grzybki spokojnie wyrosły sobie w niej jakiś czas temu i czekały na nas. Ale nie były łatwe do odszukania i odnalezienia. Las sprawdzał naszą determinację i konsekwencję. Ktoś, kto po 2-3 godzinach twierdzi, że w lesie nic nie rośnie i wraca z powrotem, takich grzybów raczej nie znajdzie. Nie w tych suchych warunkach i ogólnym bezgrzybiu na większości terenów leśnych. Tutaj spokój, opanowanie, determinacja, znajomość miejsc i szczęście muszą ze sobą współgrać. Tylko wtedy można cieszyć się tak wspaniałym rezultatem. Las nas zaczarował i wyczarował nam grzyby. Wspaniałe i wyjątkowe grzyby.;)) Poza prawdziwkową buczyną, drugim stanowiskiem z prawdziwkami było miejsce oddalone od buczyn kilka kilometrów. Tym razem prawdziwki zbieraliśmy w buczynach z przewagą świerków, w pobliżu górskiego potoku. Robaczywe okazy można było policzyć na palcach jednej ręki. To też ogromny dar od lasu. Podsumowując czar czwartkowego grzybobrania, po raz kolejny chylę czoła przed Andrzejem – który jest wybitnym i niezmiernie konsekwentnym grzybiarzem. Ma doskonałe wyczucie terenu i super nosa do grzybów. Pomimo tak niekorzystnych warunków hydrologicznych, wróciliśmy z pełnymi koszykami pachnących lasem grzybów. Ile to już razy pisałem, że las lubi zaskakiwać? Ale napiszę jeszcze raz. Las nie dość, że lubi zaskakiwać, to czasami lubi podłożyć mega-bombę emocjonalną. Jedną z takich zdetonował w czwartek wprost przed nami, wyrzucając ze ściółki nieprawdopodobne okazy prawdziwków. Pozdrawiam serdecznie!;-) Cała relacja z bogatą dokumentacją fotograficzną jest tutaj: https://www. lenartpawel. pl/w-poszukiwaniu-grzybowej-nadziei. html
(0/h) Witam Bractwo Leśne Kolejny wyjazd do lasu i kolejne zero. Suszy ciąg dalszy... Brakuje nawet "psiaków". Bez solidnych opadów nie ma co liczyć na poprawę
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Po zeszłotygodniowym wypadzie do lasu i wyleczeniu zakwasów spowodowanych kilkugodzinnym zbiorem jagód postanowiliśmy ponownie udać się na Wzgórza Twardogórskie tym razem bliżej Oleśnicy do wioski Ostrowina. Dzięki AOW i drodze S8 jazda nie jest długa. Przyjeżdżamy pod dom wspomnianego przeze mnie tydzień temu pszczelarza, zabieramy graty z "Dziadka" i ruszamy w las. Przy samym skraju patrzy na nas kępa pokrzyw, podwiędnietych jakby wręcz proszących "podlej nas człowieku nie żałuj wody". Kawałek dalej widzę czarny bez z... czerwonymi owocami. Ten zdaje się mówić "co mi się tak przyglądasz, że jestem czarny ale czerwony" :) Poczekaj troszkę aż dojrzeję i tylko nie zapomnij mnie zebrać :) Na marginesie polecam sok z czarnego bzu na przeziębienie lub nawet profilaktycznie. Ruszamy dalej spostzregam, że piasek na leśnym dukcie jest pod cienką wysuszoną warstwą mokry. Znak, że tutaj musiało padać, czyli zaczyna się tlić jakaś nadzieja na przynajmniej garstkę kurek. Niestety, rzeczywistość sprowadza nas brutalnie na ziemię. Owszem jak się później dowiedziałem od gospodarzy popadał przelotny deszcz ale to kropla w morzu potrzeb. W lesie jest w dalszym ciągu bardzo sucho i nie ma żadnych grzybów. No powiedzmy prawie żadnych. Żeby nas całkiem nie załamać pokazał się nam jeden egzemplarz krowiaka aksamitnego, czyli jest grzyb - jest :) Po krótkiej naradzie bojowej postanowiliśmy ponownie nazbierać przynajmniej jagód. Jest ich jeszcze sporo, ale na ogół są one drobne a i krzaczki bywają już bezlistne, jakby to była późna jesień a nie początek lata. Ponadto ten zbiór jagód przypomina grzybobranie :) Ot trzeba po prostu iść przed siebie aż znajdzie się miejsce gdzie warto się po owoce schylać. Może to nawet i dobrze. Odpoczywał chociaż kręgosłup i kolana :) Jak zwykle czas bardzo szybko upływał i nadszedł czas powrotu do domu. Jeszcze tylko krótka pogawędka z gospodarzem, kilka głębokich wdechów leśnego powietrza i wracamy. Jeśli chodzi o grzyby to znowu na tarczy, ale jeśli chodzi o dzień spędzony na powietrzu, w lesie to z pewnością z tarczą :) Jeszcze jedna rzecz jest warta wzmianki. W lesie praktycznienie ma ludzi. Cisza, śpiew ptaków bezcenne. Nie słychać wrzasków Jóóóózek masz coś nie k....... nic!!!!, nikt nie jeździ samochodami po lesie i wreszcie co jest bardzo pozytywne nie spotkaliśmy w ogóle śmieci i oby tak dalej! Serdeczne pozdrowienia dla Admina i Leśnych Ludzi.
(3/h) Witam 😊 Doniesienie WBozeni pogoniło mnie w las, mimo suszy i upału. I cóż wszystkie grzyby w jednym lesie w ciągu godziny ale chodziliśmy też po innych całkiem niepotrzebnie jak się okazało, więc na osobogodzinę wyszło słabo. 28 prawych, 4 podgrzybki i 3 kurki 😁 Widziałam kilkanaście młodych kań i maślaków żółtych ale nie brałam. 80% prawych z robaczywymi nogami. A w lesie Sahara, strasznie sucho, szukaliśmy więc miejsc przy strumieniach (wyschniętych niestety) ale zawsze tam chłodniej. Grzybki od młodziaków po duże, jednak bez względu na wielkość jednakowo robaczywe.
(15/h) Ot i niespodzianka :) 48 prawdziwków+ 1 podgrzybek brunatny ( robaczywy) + żółte maślaki. Niestety prawdziwki w 90% noga aut ale głowa ok :) Poszłam rozpoznawczo koło godz. 14 a tu takie miłe zaskoczenie. Cuda panie, cuda… pozdrawiam :)