(0/h) Jestem załamana - ani jednego grzybka nie znalazłam. O tej porze roku powinnam mieć już zapasy na zimę, a tu nic. Ani pojadła, ani ususzyła, ani zamarynowała - kompletna grzybowa klapa. Co to będzie? Jak ukoić swoje zamiłowanie do grzybobrania?
(0/h) Absolutne zero (poza jakimiś gołąbkami) - nawet w grudniu jest lepiej! Na początku tygodnia były jeszcze kurki w niewielkiej ilości i pojedyncze koźlarze. A najdziwniejsze, że są miejsca, gdzie nie jest bardzo sucho...
(5/h) Lasy są dość suche, grzybów mało, zbierałam tylko podgrzybki, ale i innych grzybów jest mało. Na sezon jeszcze trzeba chwilę zaczekać. Po 2 godzinach w trzy osoby zebraliśmy ledwo na jeden obiad dla nas z duszonych grzybów z ziemniakami i cebulką
(25/h) Średniej wielkości podgrzybki rosnące pojedynczo oraz kilka zająców i kozaczków. Częściej trafiały się w lasach liściastych niż w mieszanych. W godzinę w 2 osoby zebraliśmy około 50 sztuk.
(20/h) Borowikowate. Za późno się zorientowałem, krótki wysyp był z tego co się dowiedziałem tydzień wcześniej w stosunku do mojego pierwszego grzybobrania w roku 2012.
(50/h) Mnóstwo mijanych wieruszek, muchomorów i wszelkiego rodzaju grzybowego tałatajstwa skłania do kontroli zapomnianych miejsc grzybowych pod hasłem "czy coś wyrosło" - okazało się, że jak najbardziej. Tym samym mam borowika szlachetnego - rekordzistę, bo tak duże to tylko inne gatunki boletus zbierałam. Noga równa niczym... no cóż, fi 7 cm, kapelusz 17,5 cm, a cały okaz w kondycji tak świeżej i wyśmienitej, jakby wyrósł wczoraj - młodość, młodość! Jego niewiele mniejszy krewniak skłonił mnie do zatoczenia paru kółek. Efekt: kilkanaście dziarskich borowików, fenomenalnie pachnące koźlarze grabowe i parę pieczarek polowych wielkości ufo, a wszystko w 20 minut. Bardzo grzybnie.