Dzidek już napisał o naszych wspólnych przygodach, przy czym nie zaspałem, tylko za mało się spieszyłem ze śniadaniem, a jak spojrzałem na zegar, to się okazało, że za dwie minuty mam być u Dzidka. I tak na jedno wyszło. Faktem jest, że mimo listopada pogoda była całkiem niezła i zbiory też. U mnie w koszu na winogrona wylądowało równo 100
rydzów (po odliczeniu w domu kilkunastu odrzutów robaczywych i wyschniętych na wiór, które wziąłem na próbę, ale po dokładnym badaniu w domu wyrzuciłem), 17
prawdziwków i 4
podgrzybki brunatne.
podgrzybki zdrowe, ale bardzo marne,
prawdziwki i
rydze różnie.
Dużo grzybów wysuszonych, jakby od dawna nie padał deszcz. Z
prawdziwków kilka miało robaki w nogach, na szczęście kapelusze zdrowe z jednym wyjątkiem. Nie licząc oczywiście uszkodzeń poślimakowych, które znacznie obniżyły estetykę okazów. Jak wspomniał Dzidek, było sporo trąbek, ale nie zbierałem, bo mam przygotowaną porcję w domu, ale nikt z krewnych nie jest entuzjastą konsumpcji gatunków z rodziny "tego nie zjem". Były także
kolczaki, też nie zbierałem.