Święta miłości kochanej ojczyzny... Gdzie diabeł nie może... I stało się... Nie było grzybów w "mojej" części Małopolski, to pojechaliśmy do części Whispi i Villaina 😁. Otóż grzyby znaleźć można, po górach i dolinach chodząc, ale najlepiej zbaczajac w różne chaszcze. I co Wam powiem /napiszę, że
podgrzybki piękne i prawie zdrowe,
prawdziwki w większości zdrowe, a przy tym wielkości bochnów chleba, takiego wiejskiego 😁, prawdziwego 🙂. I pierwszy raz prawe takiej wielkości znaleźlismy krzepkiego zdrowia 💪. No, przyznam się, bez bicia, że jeden to był zasiedlony 😁. Grzyby suszą się
w suszarkach ( dziękuję V&W) za wypożyczenie drugiej ( jedna to jednak za mało 😁). Małż mówił weźmy dwie, ale się nie posłuchało, to się ma... A właściwie nie ma 🤣😆. Wracajac do lasu, to część jodeł, część buków i pewnie różne inne, których nie pamiętam 😅. Do tego górki, potoki... No wiecie, jak to w górach.... Jutro część dalsza poszukiwania przygód.. Tfu, grzybów... Do tego towarzystwo doborowe 😘, wieczór nad jeziorem... I nic to, że ciemno wokół... Księżyca brak nawet, ciemne chmury... Tak na prawdę to nie policzyłam grzybów, bo... jakoś o tym zapomniałam, więc doniesienie trochę oszukane 😁. Miłego wieczoru Wam życzę, pełnych koszy grzybów, jakich tylko chcecie 😘