Po obiedzie żona mówi:idziemy do lasu na grzyby. Mówię:zwariowałaś o 9 jeszcze był szron na polach. Masz swoje bankowe miejsca na pewno coś znajdziemy. Ona optymistka a ja realista. Dobrze, biorę te głupie kijki bo z nią na spacer to muszę się nimi podpierać jak narciarz na podbiegu. W lesie około godziny. Efekt to 1 borowik, 1 kozak, 1 kania i jeden podgrzybek. Wszystkie zdrowe. Po wyjściu z lasu słyszę:i co znów miałam rację. Nie będę się kłócił, i 20 min powrotnej drogi podpieram się kijkami. W sumie przyjemny spacer i cztery grzybki.