Wyprawa z ojcem w bardziej dostępne rejony i zarazem mniej zniszczone przez drwali. Praktycznie same małe
borowiki w ilości 80 plus 3
ceglaki i jeden
podgrzybek. O masowym wysypie nie ma mowy, grzyby punktowo i nie w każdym lesie. 50% ogonków do wyrzucenia, kilka
borowików całkowicie zarobaczywionych.
Jak się ojciec dowiedział że w sobotę prawie koszyk udało się zebrać to już nic nie musiał mówić. Dzień urlopu i wspólne grzybobranie. O rowerze i dalekiej wyprawie w mniej dostępne tereny nie było mowy z uwagi na wiek i zdrowie ojca. Wybraliśmy las który rok temu przyniósł nam tyle radości zapewniał zbieranie grzybów po wyjściu z samochodu. W tym roku skończyło się na bardzo przyjemnej wycieczce z dodatkiem grzybów a nie z grzybami przede wszystkim.
Prawdziwki w bardziej mokrych miejscówkach i raczej pojedyńczo, maksymalnie 4-5 obok siebie. Pomimo mieszanych lasów to oprócz
kolczaków, których nie zbieram nic innego nie rosło. Lasy to jodła, buk, sporo dębu, brzozy i sosny. Bez znaczenia jakie drzewa byleby była wilgoć. Pogoda świetna, ładne słońce i około 20 stopni. Wrażenia pozytywne, wyszło jakieś 3-3,5 kg grzybów, 1/3 największego kosza jaki mam.
Ciekawym jestem jak się ten sezon potoczy bo na moje oko to na razie jakiegoś dużego wysypu nie widać a następny tydzień ma być bardzo ciepły i suchy. Ciekaw jestem co u grzybiarzy miejscowych bo Ci napotkani w lesie to więcej niż pół wiaderka nie mieli. Nawiasem mówiąc grzybiarzy sporo, kilka samochodów na małym parkingu. Następny wyjazd może w sobotę... Oby żona nie mruczała za bardzo... szkoda że nie przepada za zbieraniem grzybów. Na zdjęciu tylko koszyk, zapomniałem aparatu.