Trzygodzinny spacer w lesie w przewadze sosnowym, 6
prawdziwków, garść
kurek, klika
kozaków i
maślaków,
podgrzybki w różnych fazach rozwoju. Większość nie nadawała się do zabrania. Młodych grzybów jak na lekarstwo, a zamszowych
podgrzybków jak na lekarstwo ale na specjalną receptę. Boska cisza w lesie, tylko sójka wyrażała swoje niezadowolenie z pary intruzów, zakłócających szelestem łamanych gałązek ciszę. W lesie mokro po nocnym deszczu, niestety trochę za późno spadł, bo znacznie się ochłodziło i grzyby właściwie na wymarciu. Sporo
gąsek zielonych.
Ktoś ukradł grzyby, lecz oddał ciszę, skrzypieniem sosen przerwaną. W ciszy me myśli w końcu usłyszę, biegiem dni zwykłych tak zamotane. Diamentów garść niedbale rzucona i nikt ich wcale nie szuka... Stanęłam przy nich w cichym zachwycie, blaskiem i pięknem zauroczona. W liściach ukryte marzenia na zimę, każde ulotne i każde inne. Mgłą otulone jak miękkim szalem, jesienne barwy żegnają z żalem. Zielenie i brązy, żółcie, czerwienie, gama kolorów ukryta w lesie, jeszcze cichutkie wydają westchnienia, nim sójka niebieska w świat je poniesie... Gdy przyjdzie ziemia i otuli śniegiem, marzenia będą dobrze ukryte, tym nieuchronnym czasu biegiem - cieszmy się tym, co nie przeżyte 😊. Lasom świętokrzyskim dziękuję za gościnność 🙏😀