Około 200
mleczaja jodłowego (same starsze osobniki) i 7
borowików (robaczywe nogi). W lesie zostało, kilkanaście wiekowych
borowików, bardzo dużo wiekowych
rydzów i kilka
podgrzybków.
Opieńki już wstanie agonalnym. To już praktycznie koniec grzybów w tym miejscu. Poza nielicznymi borowikami które jeszcze rosną i myślę że ustrzelenie novemberusa będzie jeszcze możliwe. Pogoda świetna, 27 październik, 20 stopni i krótka koszulka.
Napatrzyłem się na bajeczne zdjęcia z Pomorza, Gliwic czy Zagańska i pomimo dużego ryzyka konsekwencji w postaci "cichych dni" wybrałem się w na ostatnie grzyby w Świętokrzyskim. Sama wyprawa zaczęła się pechowo bo na stacji benzynowej okazało się że jest przerwa techniczna w moim banku (brak płatności kartą) i nie mogłem zapłacić za paliwo. Po 15 minutach wybłagałem płatność odroczoną i udało uratować się 1,5 godziny (była 4:30 i nie musiałem czekać do 6:00). Po kilkudziesięciu km okazało się że nie wziąłem naszykowanego prowiantu, dobrze że miałem wodę. Zaplanowana wycieczka przerodziła się w grzybobranie o suchym pysku, byłem na tyle zdeterminowany że jakoś to wyszło. Przechodząc do rzeczy, od ostatniej wizyty las już ucichł. Nie było liści, na bukowych górkach totalna cisza, wszelakich grzybów brak. Dopiero głęboko w lesie trafiłem na świetną miejscówkę z rydzami. Niestety połowa z nich została w lesie. Głównie stare osobniki w niesamowitej ilości, kilka dni temu byłoby dużo lepiej. Wybrałem pół kosza na kiszenie (więcej nie potrzebowałem) i następne trzy godzinki szwendałem się po bukach. Na sam koniec na poprawę nastroju trafiłem piękne
prawdziwki na dywanie liści. Zadowolony na rower i do samochodu. I to by było na tyle w tym roku. Właśnie zabieram się za kiszenie
rydzów, ciekawe co z tego wyjdzie.