Mgła? Jaka mgła? Rano o 7 nic a nic, nawet wilgotno za bardzo nie było, kalosze niepotrzebne. Las mieszany, lecz by po liściach chodzić trzeba być masochistą :). Dołujący szeleszczący odgłos, nic nie widać pomimo ciągłego wytrzeszczu białek, pod bukami może jeszcze - 2
ceglasie, jednak w dębinie 20-centymetrowy dywan. Wziąłem szybko nogi za pas, w lesie iglastym trochę spokojniej. Efektem 2-godzinnego spaceru 6
ceglastoporych, pół najprawdopodobniej ostatniego
prawdziwka, 9
podgrzybków. Do tego jak zwykle torba śmieci, dziś puszki i butelki PET. Sezon powoli czas kończyć. Została kosmetyka.
Nie ma za bardzo się czym chwalić, nie urosły żadne maluchy, sucho strasznie i tak jakoś smętnie. Prawie wszystkie liście już spadły, idąc człowiek ciągle potyka się o przysypane gałęzie, trudno się chodzi. Nawet
ceglaś sobie guza nabił :)), Dlatego po zebraniu 3/4 wiaderka uciekłem na ścieżki, bo tam zazwyczaj wspomniane "Żubry" i inne alu zalegają. Na pewno odpada dalszy las dębowo-bukowy, mówię adieu. Do najbliższego raz czy dwa zajrzę, albo pod sosny za
maślakami czy rydzami. Jeżeli znajdę pierwszą wodnichę daję sobie spokój i zobaczymy się w przyszłym roku :). Miłego weekendu. M.