Ostatki breńskich
prawdziwków, dziesiątki
podgrzybków złotawych - każdy z wkładką mięsną, sporo
ceglasi. Niezliczona ilość
opieniek W breńskich dolinach ruch jak pod Tesco w handlową niedzielę. Nerwowe, wypucowane autka w kolorze metallic krążą jak sępy szukając skrawka parkingu. Ich kierowcy próbując opanować krnąbrne skrzynie biegów poruszają się metodą " na zwiadowcę " czyli krótkimi skokami naprzód ( bądź w tył - zależnie jaki bieg wskoczy ) Pobocza asfaltowych, krętych dróg opanowane przez kolesi w obcisłych tiszertach z Decathlonu i z cztero-pakiem Żubra pod pachą. Knajpki oblężone, jadło w nich syte, doprawione glutaminianem, czeka w zamrażarkach, a spoceni kucharze nie pozwalają odpocząć mikrofalówkom rozmrażając pyszne flaki w foliowych workach. Drugą ręką pieką na ruszcie "zwyczajną" z Biedry. I tak nie nadążają. Pobocza obstawione grillami i leżakami, z otwartych drzwi niemetalizowanego golfa trójki brzęczy przez uszkodzona membranę RadioZet na fol. Dla równowagi z Omegi Combi "leci" RMF. Też na fol. Wystarczy jednak odejść dosłownie dwieście metrów od drogi, żeby przenieść się w zupełnie inny świat. Z każdym krokiem cichnie charcząca "zetka" i cichną zgrzyty w skrzyniach nerwowych metalliców. W głębi górskich lasów jesień już z ptakami odchodzi, wiatr strąca liście, skręca je w warkocze i pokrywa szlaki rudym dywanem. Natura przyobleka myśli kolory. Palę w ogniu złotych liści tegoroczne wspomnienia, żeby żaden ślad po nich nie pozostał. Właśnie po to idę w góry, by wsłuchać się w szelest liści, w głosy odlatujących ptaków, by po prostu cieszyć się życiem. A mój towarzysz - mały Rubik pogromca
borowików, przy prawdziwku popatrzył na mnie jakby chciał powiedzieć: Tuś mi bratku.... Mam cię!!! myślałeś niecnoto, że się schowasz przed Rubikiem ?? wolne żarty - następnym razem znajdź sobie większą choinkę.