Cały czas się będę upierał, w głębi lasu na uboczu zatrzęsienie grzybów. Zebrałem 190
podgrzybków w 2 godziny, może nawet kila minut ponad, przy czym pod koniec chodziłem między grzybami, a nie zbierałem, ponadto były 4 pniaki
opieniek których nie ruszałem z braku miejsca. Generalnie prawie wszystko średnie i duże, także
maślaki które mijałem po drodze oraz 2
rydze. Małe w znikomej ilości. Jakość zróżnicowana od miejsc gdzie 80 % była zarobaczywiona, zapleśniała do miejsc gdzie grzyby w 90 % były dobrej jakości. Najlepsze pod świerkami na mchach i gołej ziemi, w trawach "kapciowate".
Niewątpliwie mamy przesilenie, małych już nie przybywa, więc powoli będzie sezon wygasał. Ponieważ możliwość wyjazdu na grzyby w przyszłym tygodniu, jeżeli chodzi dni powszednie stoi pod znakiem zapytania, możliwe, ze było to moje ostatnie klasyczne masowe grzybobranie, ale to się jeszcze okaże. A na zdjęciu tym raz kosz w "pończochach", najlepszy patent na wypadające grzyby, nie tylko z roweru, wzięty zresztą z tego serwisu. Dodam, że pisząc powyżej o różnych miejscach mam na myśli dokładnie te samo pole, które od kilku grzybobrań sprawia mi tyle radości, miejsce leży 2 km w głębi lasu, przy czym co ważne droga leśna przy której leży nie prowadzi wprost do drogi publicznej, dwukrotnie zanim dojedzie się na miejsce zmienia się drogę leśną i kierunek jazdy, także mimo dużej ilości samochodów w lesie kolejny raz miałem cisze i spokój i żadnej konkurencji.