Byłam u dzieci w Anglii i już nogami przebierałam czytając doniesienia o grzybach. Martwiłam się czytając wpisy, że już koniec wysypu. I dzisiaj w sobotę mąż miał wolne, więc pojechaliśmy tam, gdzie zwykle: fajny las mieszany, trochę dębiny, obok iglasty. Jestem śpiochem, o świcie nie wstaję... od 10 do 16 trochę się nachodziliśmy, ale było warto. Ludzi było trochę, ale nie tak dużo, bo deszczyk raz padał, raz mżyło. Stała miejscówka z rydzami-poprzednio we wrześniu prawie wszystkie były z robakami ( a mówią:zdrowy jak
rydz he he). A teraz dużo zdrowych z 80 szt. Będzie jajecznica jutro na śniadanie i trochę słoiczków w oliwie.
Prawdziwków było, ale mało 8 szt.,
podgrzybków ze 15 szt., kanii 4 szt. i malutkie żółciutkie maślaczki, najwięcej
zajączków 80 szt. i
opieniek tych na grubych nóżkach całe wiaderko. Na koniec wyszło słoneczko, ale już wracaliśmy mocno zmęczeni i spragnieni kawy. Jutro ciąg dalszy.