Witam brać grzybiarską! Dzisiaj udało mi się godnie zakończyć tak udany grzybowo miesiąc wrzesień. Gdybym miał napisać, że wysyp się kończy to bym skłamał. Przynajmniej nie na Śląsku. Ale po kolei. Przyjechałem do lasu przed siódmą i jeszcze za bardzo nie było widno. Pomyślałem, że przejdę się nie wiele widząc a widno się zrobi jak dojdę do miejsc po których najwięcej sobie obiecuję. Ku mojemu zaskoczeniu, zaraz po wejściu trafiłem na jednego
prawdziwka i dwa
ceglaki. I to dało mi wielką pewność siebie, że dzisiaj będzie dobrze. I poszedłem dalej nie zważając za bardzo na pierwszych napotkanych ludzi bo w sumie mi specjalnie nie zależało czy mi wyzbierają czy nie. Wiedziałem, że swoje znajdę. I zacząłem znajdywać
prawdziwki. Na początek duże pojedyncze, później średniaki, później zaczęły się rodzinki. Na początku szukałem, na obrzeżach w trawach ale ku mojemu zdziwieniu zauważyłem że na otwartych terenach przy bukach też rosną i to całkiem duże tak jakby nikt tam nie chodził a przecież widziałem wcześniej ludzi. I tak wolniutko od drzewka do drzewka w rytmie Despacito zbierałem sobie prawdziweczki delektując się ich jesiennymi brązami. Nie spiesząc się robiłem im zdjęcia a w szczycie mojego błogostanu przyszło mi do głowy zrobić sobie selfie z grzybkiem. Ponieważ to było moje drugie selfie w życiu to mina wyszła jakaś nie tęga. Ostatecznie po czterech godzinach zbierania trafiło do mojego kosza 60
prawdziwków, 25
ceglastoporych, ponad 20
podgrzybków i kilka
kozaków babka. Pozdrowienia,