Jak co roku wypad w Bory Dolnośląskie okazał się strzałem w 10!:-]. Wyjechaliśmy wcześnie rano około 5, do przejechania było całe 140 km. Na miejscu byliśmy około godziny 7 30, trochę późno bo na parkingu leśnym miejsca brak. Cała czteroosobowa ekipa zjadła szybkie śniadanie iiiiiii........ do boju, koszyki w rękę i na grzyby:-)))).
Czekam cały rok na ten moment, moment kwitnącego wrzosu, moment zapachu leśnej ściółki i moment w którym na portalu pojawią sie doniesienia że wysyp tuż, tuż. Tak to już jest, jak ma się bzika na punkcie zbierania
prawdziwków a w okolicach zamieszkania o takim grzybie można tylko pomarzyć:- (. Bory dolnośląskie dają duży wachlarz wyboru grzybów, a sezon na poszczególne gatunki zazwyczaj trwa kilka tygodni, więc nie ma się co zastanawiać, tylko naaaaaaaa grzyby:-).
Las duży, łatwo sie pogubić, a ze mną nowicjusze. Więc telefony z nawigacją w rękę, power bank w kieszeń i marsz głęboko w las, na miejscówki które odkryłem podczas poprzednich wypraw:-). Początek kiepski, pierwsze dwa kilometry to kila
podgrzybków, dwa
borowiki, i jeden
koźlak babka - kiepsko. Szliśmy dalej bo na moje " pola prawdziwkowe " jeszcze daleko ale już nie główną ścieżką tylko młodym lasem sosnowym w którym co kila metrów można było znaleźć ogonki od wyciętych
prawdziwków a przed nami kilka osób:- (( ((. Coż tak to jest jak się przyjezdna na końcu. Ale głowa go góry - szliśmy dalej, bo do pól prawdziwkowych daleko ".
Kiedy przeszliśmy juz cały młody, przeludniony las a w naszych koszach nareszcie zapełniło się dno, wiedziałem że jest dobrze i będzie suuuuuuper. Bo daleko, daleko w lesie gdzie ludzka stopa zagląda rzadko będą moje upragnione
prawdziwki.
Doszliśmy:-) iiii......... ooooo tak:-)))))) nareszcie można było zacząć zbierać, najwięcej 24 sztuki w jednym miejscu młodego
prawdziwka. Chodź nie byliśmy sami, do okola było słychać ludzi no i cały czas trafiały się wycięte ogony. Nazbieranie przykrytych den koszy i wiader do pełna zajęło - max dwie godziny. Kosze ogromne i bardzo ciężkie a do samochodu jakieś 4 kilometry, więc ruszyliśmy w stronę auta. Doszliśmy po jakiejś dobrej godzinie, choć ja to bym mógł nockę w lesie zaliczyć z uśmiechem na twarzy;-)
Kiedy doszliśmy do samochody, obok naszego auta siedziały dwie kobiety na rozkładanych krzesłach. Miały otwarty bagażnik a w nim kosze z grzybami których było znacznie mniej niż naszych. Na ich twarzach widziałem zdziwienie i zaskoczenie. Jak by nie było, w porównaniu do mojej ekipy miały niewiele, a ich " męszczyżni " poszli w las bo mieli spory niedosyt.
Uważam że wysypu jeszcze nie było, będzie za kila dni. W lesie mnóstwo
maślaków sitarzy, a po za tym to.... tak średnio jak na bory dolnośląskie. Rzadko spotyka się muchomory,
kozaki i
podgrzybki, a
borowiki do trzech kilometrów od drogi wycięte.
borowiki są, ale daleko od miejsc parkingowych, po prosty tam gdzie ludzie nie zaglądają albo zaglądają rzadko i można szybko się zgubić. Trzeba się dobrze nachodzić, znać miejscówki, albooooo dobrze czyta, co ludzie piszą na portalu;-).
Dla mnie wyprawa super:-))))), 4 osoby, około 4-5 godzin w głębokim lesie, efekt: 31 kg młodego zdrowego
prawdziwka:-) tj ponad 500 sztuk, około 60 sztuk
podgrzybka ( jakieś max 1,5 kg) i kilka
kozaków. Rzadko trafiały się duże okazy, a jedna trzecia znalezionych grzybów pomimo małych rozmiarów, miały już żółty rozkwitnięte rurki co świadczy o ty że deszczu brak. Dziś pada i jutro też tak ma być - będzie wysyp:-). Jak dobrze pójdzie to znów pojawię się około środy w Borach Dolnośląskich i przytacham do domu xxx
prawdziwków:-) z moich " pól prawdziwkowych ";-), gdzie ludzie bardzo rzadko zaglądają. Część zatrzymam dla siebie, częścią obdaruje znajomych, patrząc na ich miny i niedowierzanie że takie miejsca istnieją. A w mojej głowie pozostaną cudowne wspomnienia wrzosowisk które pozostaną na wiele lat:-)