Dzisiaj na obiad (2 danie) żona zażyczyła sobie pizzę z leśnymi grzybami, oczywiście świeżymi, które miałem za zadanie przywieźć z lasu. Więc 6:20 zameldowałem się na parkingu koło lasu i niestety byłem drugi;-). Nie poszedłem więc "stałą" trasą, ale zaatakowałem wąwozy w poprzek, góra, dół, góra, dół i znalazłem dwa
podgrzybki aksamitne. Po kolejnym wąwozie, odbiłem pod górę i tutaj trafiłem na pobojowisko po wczorajszym wycinaniu
opieniek. "Wykrążyłem" w trawach koło pieńka 20 dkg drobnicy, po które innym nie opłacało się schylać, ale wciąż za mało na pizzę:- O. Zaglądnąłem jeszcze w kilka miejscówek, ale wszędzie pusto, nawrót w stronę samochodu i spotkałem "pierwszego" grzybiarza na parkingu (pozdrawiam). Okazało się że wynik miał podobny, kilka
podgrzybków i
rydzów, kilkominutowa rozmowa, minięcie samochodu i atak na górę po drugiej stronie ulicy, gdzie rośnie więcej drzew liściastych, zwłaszcza buków. Trafiłem na miejsce gdzie rosło 6
podgrzybków złotawych i wszystkie 6 trafiło na drzewa (zamieszkane), poza tym jeszcze 2 zdrowe i 1
podgrzybek brunatny. Pizzy z tego nie szło zrobić, na szczęście w rezerwie zostały w lodówce wczorajsze
prawdziwki i obiad został uratowany:- D.