Las sosnowy, zero grzybów jadalnych, pojedyncze niejadalne. Po 40 minutach chodzenia zmiana na las dębowy po drugiej stronie kompleksu leśnego (okolice Wólki Zatorskiej) tutaj też nic. Postanowiłem więc poszukać szczęścia dalej na wschód. W okolicach Wyszkowa. Tutaj nieco lepiej, kilka małych
podgrzybków, 1
siedzuń sosnowy plus dwie małe
kanie. Zrezygnowany, wychodząc z lasu trafiłem na przepiękny widok. Całe mnóstwo młodych
czernidłaków kołpakowatych, które uzupełniły grzybobranie (nie uwzględniam ich w grzyboosobogodzinach). Ponieważ nie jadłem dotąd tego grzyba wziąłem tylko kilka szt., które pieczołowicie w domu przygotowałem. Żeby nie zabijać smaku różnymi dodatkami, przysmażyłem go lekko na maśle z odrobiną soli. Przyznać muszę, że nie jestem w stanie porównać smaku do żadnego znanego mi grzyba. Konsystencją przypomina delikatne małe kalmary, smak delikatny. Po zjedzeniu z przerażeniem skonstatowałem, że dzień wcześniej spożyłem pewną ilość cytrynówki :) a coś mi świtało z tyłu głowy, że
czernidłak + alkohol (nawet kilkanaście godzin przed lub po) może skończyć się poważnym zatruciem. Na szczęście, piszące ten raport, czuję się świetnie. Na zdjęciu dorosły przedstawiciel gatunku.