Tak mnie dzisiaj ssało w dołku, nie wiedzieć od czego. Dwie kajzerki i śląska nie wiele pomogło. Jeszcze paczka czipsów i dwa batony i nic. O 12,00 skończyłem zlecenie w Koziegłowach i co, do domu daleko i za wcześnie. Myślę sobie trochę zboczę z drogi i zobaczę co słychać w lesie za Żarkami. Ssanie ustąpiło a przyszło podniecenie takie jak zawsze przychodzi gdy czuję że coś się wydarzy. No i żołądek miał "nosa". Kalosze na nogi, czapka i płaszcz p. d. bo zaczęło padać ostro i w las. A tam na mnie czekały borowiki, zajączki i parę maślaków sitarzy. Dwie godzinki szperania w trawie i na łączkach w śród jeżyn dało w sumie ok. 40 szt. zdrowych. Te z lokatorami zostały na gałęziach. A było ich ok. 10 szt. i to takich najładniejszych. Sporo zostało niedorostków a to dobry znak że jeszcze coś się wydarzy. Żeby tylko ssanie powróciło.